Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie

Aktualności

01.03.2019

„Wyklęci” i ryngraf Żubryda.

Czy „Żołnierze Wyklęci” nie są najlepszymi wyrazicielami słów Horacego „Non omnis moriar” - (łac.) „nie wszystek umrę"?

Ich przeciwnicy przez ponad 50 lat starali się udowodnić, że tak nie jest.

Pewnie im się wydawało, że są blisko tego. Może jeszcze tylko jeden przetrącony kręgosłup, może jeszcze tylko jedna czaszka przeszyta pociskiem, może jeszcze tylko jeden skrytobójczo zamordowany ksiądz, ….......

Na nic się zdały ich starania. „Żołnierze Wyklęci” stali się „Posłańcami polskiej niepodległości”. O nich samych, oraz o tym co po sobie pozostawili i co trafiło w ostatnim czasie do naszego muzeum można przeczytać (tutaj).

Opracował: Lesław Wilk

17.03.2018

UD-42 i tajemnice Korczyny.

W lipcu ub. roku w Korczynie koło Krosna doszło do zaskakującego odkrycia broni z okresu II wojny światowej. Dość szybko okazało się, że jest to broń zrzutowa, pochodząca z największego na Podkarpaciu zrzutu lotniczego dla Armii Krajowej, który nastąpił w Lubli 1 lipca 1944 r.

Moje starania o jej pozyskanie na rzecz Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie uwieńczone zostały sukcesem i od bieżącego tygodnia broń ta wzbogaca unikalną w skali kraju ekspozycję naszego muzeum „Konspiracja niepodległościowa”.

W międzyczasie otarłem się o tajemnice Korczyny, z którą broń ta ma ścisłe powiązanie.

Więcej znajdziesz o tym (tutaj).

Opracował: Lesław Wilk

19.09.2017

Zapomniana katastrofa Messerschmitta Bf-109.

Telefon od znajomego był niespodziewany i zaskakujący: „w czasie wykopu fundamentów pod budynek mieszkalny w Świerzowej Polskiej natrafiono na szczątki samolotu, wydobyto łopatę śmigła, chłodnicę i aluminiowe, malowane na żółto fragmenty płatowca. Na tabliczce chłodnicy widnieje napis: Typ Bf 109. Nie wiadomo co, jeszcze skrywa ziemia. Właściciel działki już zawiadomił Policję.”

zdjęcie

Na zdjęciu para Me Bf-109 E. Messerschmitt, który uległ katastrofie w Świerzowej Polskiej był w podobnym ubarwieniu. (źródło)

Ta rewelacja dotarła do mnie w godzinach porannych 19 czerwca 2017 r. i rozpaliła tak ogromną ciekawość, że wszystko co planowałem na ten dzień poszło na bok. Prawie natychmiast wyruszyłem na miejsce odkrycia. Telefon jednak ciągle dzwonił, to kolejne osoby dawały znać o znalezisku. Wieść o odkryciu szczątków samolotu rozeszła się lotem błyskawicy. Odezwały się również media, przede wszystkim te, które relacjonowały przebieg wydobycia niemieckiego bombowca nurkującego Ju-87 „Stuka” w Krościenku Wyżnym, które koordynowałem w listopadzie 2015 r., prosząc o pilny komentarz.

Katastrof lotniczych w okolicy Krosna było bardzo dużo, szczególnie w okresie II wojny, ale o tej w Świerzowej Polskiej nie było nic wiadomo.

Po niespełna kwadransie byłem na miejscu odkrycia, działce położonej w północno-wschodniej części Świerzowa Polska, niedaleko krośnieńskiego lotniska. Prowadziła do niej krótka dróżka zjazdowa z drogi Krosno – Zręcin. Od strony drogi teren był dość gęsto zabudowany, natomiast po wschodniej stronie parceli dominowały łąki i pola uprawne.

Wzdłuż północnej granicy działki przebiegał głęboki rów melioracyjny. Sam plac budowy był wyplantowany, usunięto z niego powłokę kumusu. Odsłonięto przy tym nową warstwę gleby, której nawierzchnia zdążyła się już osuszyć. Miała gruzełkowato ziarnistą kompozycję o rudawo piaskowym kolorze. To cechy charakterystyczne dla lokalnych torfowisk. W okolicy Krosna melioracje zamieniły wiele lat temu mokradła w łąki, które z czasem stały się terenami budowlanymi. Gleba w takich miejscach pozostała jednak nadal mało natlenioną. Spowolniła przez to zachodzące, naturalne procesy np. korozję metali.

Perspektywa ewentualnej eksploracji w takim środowisku dodatkowo pobudziła moją wyobraźnię.

W pobliżu wykopu pod fundament leżały wydobyte z ziemi elementy samolotu. Tożsamość przedmiotów nie budziła żadnej wątpliwości. Wszystkie części pochodziły z niemieckiego myśliwca okresu II wojny światowej typu Messerschmitt Bf 109.

Były uszkodzone mechanicznie, ale nie skorodowane. Na dużej powierzchni nadal zachowały powłokę oryginalnej farby. Z pięknie zachowanej tabliczki znamionowej na chłodnicy oleju można było z łatwością odczytać wszystkie dane.

zdjęcie

Na zdjęciu tabliczka znamionowana na chłodnicy oleju. (źródło)

Co ciekawe, łopata śmigła była znacznie węższa od tych, z Messerschmitta Bf-109 G6 zestrzelonego we wrześniu 1944 r. w okolicy Przełęczy Dukielskiej, które posiada w swoich zbiorach Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych.

Myśliwiec wersji G (Gustaw) miał silnik o mocy 2000 KM. W wersjach wcześniejszych takich, jak E (Emil) oraz F (Friedrich) był wyposażony w znacznie słabszy silnik (Daimler-Benz 601A o mocy startowej 1100 KM), stąd i łopaty śmigieł były odpowiednio węższe i smuklejsze. Samolot, który uległ katastrofie w Świerzowej musiał być którąś z tych wersji. A, że „Emili” wyprodukowano więcej stanęło na tym, że pochodzi z samolotu tej wersji.

Ciekawość budziła ta łopata także z innego powodu. Na rewersie w okolicy nasady miała głębokie, eliptyczne wyżłobienie. Mógł je spowodować np. pocisk o kalibrze ok. 40 mm. Czyżby samolot wracał z boju i tu, w strefie przylotniskowej uległ katastrofie? Ale w jakim okresie to nastąpiło?

zdjęcie

Na zdjęciu fragment łopaty śmigła, w okolicy nasady widoczna głęboka bruzda
(źródło)

Przecież w okolicy Krosna Wehrmacht toczył walki z Armią Czerwoną dopiero w drugiej połowie 1944 r., a „Emil” był podstawowym myśliwcem Luftwaffe w pierwszym okresie II wojny światowej. Brał udział m. in. w kampanii wrześniowej oraz w bitwie powietrznej o Anglię. Z końcem 1941 roku zaczęto przezbrajać jednostki liniowe na nowe Messerschmitty Bf 109 F, wycofując z nich „Emile”. Z kolei „Friedricha” już od 1943 r. zaczął wypierać „Gustaw”.

Gospodarz, pan Piot Gromkiewicz zrelacjonował, jak doszło do odkrycia. W skrócie brzmiało to następująco: „w trakcie wykopu fundamentu pod budynek mieszkalny, operator koparki wydobył z ziemi łopatę śmigła, chłodnicę oraz bliżej nieokreślone aluminiowe elementy, które mogły pochodzić z samolotu. W bliskim sąsiedztwie mojej działki znajduje się krośnieńskie lotnisko, które w okresie II wojny światowej intensywnie wykorzystywało m.in. lotnictwo niemieckie. Teren pod budowę mojego domu może być więc miejscem katastrofy lotniczej. W ziemi mogą zalegać jeszcze inne przedmioty, zagrażające bezpieczeństwu pracujących takie, jak broń, amunicja czy bomby lotnicze. Mogą tu też znajdować się szczątki pilota. Dlatego natychmiast wstrzymałem roboty ziemne i w pierwszej kolejności zawiadomiłem Policję Miejską w Krośnie”.

Jeszcze w tym samym dniu Kierownik Delegatury w Krośnie Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków pan Łukasz Dzik ustalił możliwy dalszy tok postępowania. Został też wydany urzędowy nakaz o wstrzymaniu prac budowlanych.

Decyzja ta mocno zmartwiła i zaniepokoiła inwestorów. Pojawiło się pytanie, jak długo może to wszystko potrwać? Co będzie, jeżeli szczątki samolotu będą zalegać na głębokości 5 m lub jeszcze głębiej? Czy w takim przypadku możliwe będzie kontynuowanie w tym miejscu budowy domu?

Nikt nie był jednak w stanie udzielić sensownej odpowiedzi do czasu wykonania nieinwazyjnych badań archeologicznych.

Przyjęcie odnalezionych szczątków samolotu Messerschmitt Bf-109 przez Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie praktycznie wiązało się z deklaracją przeprowadzenia badań archeologicznych.

W tej sytuacji należało „ostro ruszyć z kopyta”.

Kwerendy w dostępnych dokumentach nic nie wniosły. Nawet raporty Kedywu AK obwodu Krosno, który posiadał na krośnieńskim lotnisku rozbudowaną siatkę wywiadowczą, nie zawierały żadnych informacji na temat katastrofy Messerschmitta w Świerzowej Polskiej.

Prawdziwy przełom spowodował dopiero wywiad środowiskowy. Dotarto do kilku osób, którym o katastrofie opowiedzieli rodzice.

Najcenniejsze informacje przekazała jednak pani Wanda Bałuka, mieszkanka wsi Szczepańcowa, rocznik 1926. Była osobą, która była najbliżej miejsca katastrofy. Wspominała, że tego wrześniowego dnia 1943 r. była piękna, jesienna pogoda. Samotnie rozrzucała obornik na polu z którego zebrano już plony. Była przedpołudniowa godzina, jak usłyszała samolot startujący z lotniska w Krośnie. Już od samego początku jego silnik zaczął mocno hałasować, wręcz ryczał. Praca silnika zdecydowanie różniła się od dźwięku wydawanego w czasie normalnej eksploatacji, z którym mieszkając przy lotnisku dawno zdążyła się już oswoić. Pomimo tego myśliwiec wzbił się na kilkusetmetrowy pułap i przybrał kurs na pobliski Zręcin. Nagle, nad jej polem samolot zwalił się w korkociąg i pierwszej chwili zdawało się jej, że spada wprost na nią. Ułamek sekundy później samolot kilkadziesiąt metrów dalej rąbnął w ziemię. W górę wzbiło się mnóstwo odłamków. Miała ogromne szczęście, bo niektóre z nich tylko o centymetry przeleciały obok jej głowy. Miejsce w które uderzył było podmokłe i niezabudowane. Chwilę potem wybuchł pożar. Zszokowana Pani Wanda rzuciła się do ucieczki. Uspokoiła się dopiero po kilku godzinach. Już od swoich znajomych dowiedziała się, że na miejsce katastrofy bardzo szybko przybyli niemieccy wojskowi z lotniska. Przepędzili gapiów oraz postawili wartownika. Prawie natychmiast zebrano z ziemi szczątki samolotu, wydobyto też zwłoki pilota, był bez nóg. Teren został szybko uprzątnięty tak, że już w następnych dniach nie było śladu po katastrofie.

Bez wątpienia ta szybkość i sprawność niemieckich działań była dyktowana troską o morale lotników, rozkwaterowanych wokół lotniska. Tylko nieliczni mieszkańcy Świerzowej wiedzieli o tym zdarzeniu. Z czasem katastrofa Messerschmitta Bf-109 stała się zupełnie zapomnianą.

Jedynie w pamięci bezpośredniego świadka ta historia tak mocno się zapisała. Jak wspominała pani Wanda była ona jej najbardziej traumatycznym przeżyciem całego okresu wojny.

To, że udało się nam trafić do pani Wandy i dowiedzieć od niej po tylu latach o szczegółach katastrofy było czymś niezwykłym, niemalże cudem.

Ta informacja była niezwykle ważna, wręcz kluczowa!!! Przesądzała o ewentualnej ekshumacji, którą można byłoby przeprowadzić dopiero w okresie od października do marca następnego roku. Ona wręcz nakręciła bieg sprawy.

Termin akcji w zasadzie wyznaczył pan Adam Sikorski z TVP Historia jasno stawiając sprawę „najszybciej jak mogę być z ekipą i ze sprzętem w Krośnie, to za 3 dni, chłopaki są na urlopach, muszę ich ściągnąć, załatw do tego czasu formalności”.

To była dobra data, na 22 czerwca prognozowano piękną słoneczną pogodę, tego dnia 76 lat temu skoczyły sobie do gardeł dwie bestie okupujące Rzeczpospolitą Polską, hitlerowskie Niemcy i stalinowska Rosja.

Kolejny telefon mógł być tylko do Artura Hejnara ze Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego „Galicja”. Jego odpowiedź była krótka i rzeczowa „możesz liczyć na nasze wsparcie”.

Tych rozmów było jeszcze kilka, i każdy w miarę swoich możliwości takie wsparcie deklarował.

W rekordowo krótkim czasie udało się załatwić wszystkie formalności i uzyskać niezbędne pozwolenie konserwatorskie.

Prace badawcze zostały rozpoczęte w zaplanowanym terminie, nadzór archeologiczny sprawował dr Wojciech Pasterkiewicz.

Sam przebieg akcji wydobycia szczątków Messerschmitta Bf-109 w Świerzowej Polskiej w pełni oddaje kolejny odcinek programu TVP Historia „Było… nie minęło” pt. „Operacja „Emil”” (https://vod.tvp.pl/video/bylo-nie-minelo,operacja-emil,33775043)

Kilka dni później urząd konserwatorski w Krośnie wycofał nakaz wstrzymania prac budowlanych, natomiast inżynier sprawujący nadzór na budową pozytywnie zaopiniował możliwość kontynuowania prac budowlanych.

Te dwie decyzje przyjąłem z nie mniejszą ulgą, jak sami najbardziej zainteresowani.

W efekcie badań wykopaliskowych wydobyto m. in. piastę śmigła z dwoma łopatami (trzecią z kompletu odkryto wcześniej), lotniczy pokładowy karabin maszynowy MG-17, chłodnicę glikolu, jak również omaskowanie górne silnika z komorami na broń pokładową. Odkopano także dużą ilość fragmentów pokrycia płatowca, elementy owiewki i wyposażenia kabiny pilota, elementy sterowania, detale elektryki, elementy instalacji olejowej i inne części z wyposażenia samolotu.

Identyfikacja znalezionych fragmentów samolotu pozwoliła już na początkowym etapie działań określić pochodzenie, rodzaj i typ samolotu, który uległ katastrofie lotniczej, jako niemieckiego myśliwca Messerschmitt Bf-109 ( najprawdopodobniej w wersji E lub F – charakterystyczna szerokość łopat śmigła). Brak dużych podzespołów samolotu m. in. takich, jak skrzydła, kadłub, silnik czy usterzenie tylne (posiadających własne tabliczki znamionowe) uniemożliwiło precyzyjne określenie wersji czy też nr fabrycznego płatowca.

Odnalezione szczątki samolotu są niepodważalnym dowodem wiarygodności relacji świadków. Potwierdzają także to, że Niemcy uprzątnęli miejsce katastrofy zaraz po zdarzeniu. Natrafiono tylko na te elementy, które zostały wbite w ziemię na głębokość od 0,8 m do 1,7 m. Poszczególne fragmenty myśliwca tak, jak i ich wzajemne usytuowanie świadczyły o tym, że Messerschmitt Bf 109 uderzył w ziemię z dużą prędkością, w konfiguracji odwróconej i wypłaszczonej (kabiną do dołu ), z przechyłem prawe skrzydło.

Bardzo szybko udało się też ustalić przyczynę „zranienia” łopaty w okolicy nasady. Nie było ono wynikiem trafienia pociskiem, lecz uderzenia samolotu z dużą prędkością w ziemię i wybudowania się pary karabinów maszynowych MG-17 z lawet umieszczonych nad silnikiem lotniczym. Lufa jednego z nich, zakończona lejkowatym tłumikiem płomienia, trafiając w łopatę śmigła zapracowała, jak dłuto powodując opisane wyżej uszkodzenie. Siła była tak duża, że wyrzuciła łopatę z piasty śmigła. Zalegała ona w ziemi osobno, płycej od reszty śmigła. Nie odnaleziono tego karabinu, który uderzył w łopatę. Najprawdopodobniej został wyrzucony w górę i później był odnaleziony przez Niemców. Tłumik płomienia w wydobytym karabinie MG-17 nie nosił żadnych uszkodzeń.

zdjęcie

Na zdjęciu lotniczy karabin maszynowy MG-17 w trakcie konserwacji w Muzeum Podkarpackim w Krośnie. Fot. Łukasz Kyc

Samolot, który uległ tej zagadkowej katastrofie w Świerzowej Polskiej mógł należeć do jednostki osłony lotnisk krośnieńskiego garnizonu lotniczego. Do tego typu zadań Niemcy wykorzystywali maszyny starszych wersji. Mógł też należeć do jednostki szkolnej Luftwaffe, która miała w Krośnie swoją filię.

Ustalenie nr fabrycznego płatowca, jego historii i przynależności do jednostki Luftwaffe oraz tożsamości pilota staje się celem następnego etapu poszukiwań.

Może ktoś z posiada, jakąś wiedzę w tym temacie? Chętnie skorzystam z każdej pomocy.

Wydobyte śmigło i chłodnica oleju znajdują się już w ekspozycji Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie. Pozostałe elementy trafią tam sukcesywnie, po wykonaniu konserwacji. Zapraszamy do zwiedzania.

zdjęcie

Śmigło i chłodnica oleju, już po zabiegach konserwacyjnych w ekspozycji Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie. Fot. Lesław Wilk

Wszystkim, którzy wsparli akcję wydobycia szczątków Messerschmitta Bf-109 w Świerzowej Polskiej składam serdeczne podziękowanie.

Krosno, dnia 19.09.2017 r.

Opracował: Lesław Wilk

07.05.2017

Noc Muzeów 2017

Po raz pierwszy bierzemy udział w tegorocznej Nocy Muzeów, która przypada w Krośnie na 20-21 maja br. Staje się to możliwe dzięki wspólnej organizacji imprezy ze Stowarzyszeniem Historyczno-Eksploracyjnym „Galicja”. Niewątpliwym walorem zwiedzania ekspozycji muzealnych w tym dniu będzie m. in. możliwość bezpośredniego kontaktu z twórcami Muzeum oraz członkami Stowarzyszenia „Galicja”, posiadających rzadko spotykaną wiedzę historyczną dotyczącą wydarzeń na Podkarpaciu z okresu I i II Wojny Światowej. Szczegóły na plakacie organizatorów, poniżej. Serdecznie zapraszamy.

zdjęcie

Opracował: Lesław Wilk

01.03.2017

Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Z każdym rokiem wzrasta w naszym kraju znaczenie obchodów tego święta, ustanowionego dopiero w 2011 r. Dzieje się tak, choćby z następującego względu - wciąż rozbudowuje się baza naszej wiedzy historycznej o nowe dokumenty, fotografie, wspomnienia, grypsy i inne wojenne i nie tylko świadectwa. Przez ich pryzmat stwierdzamy, że tak naprawdę to w PRL-u, i jeszcze wiele lat potem bezczelnie okradano nas z naszej historii i narodowej tożsamości.

Na zawsze mieli być wymazani z pamięci pokoleń Ci, którzy dali świadectwo męstwa i niezłomnej postawy patriotycznej, którzy przelali krew w obronie Ojczyzny, tej zakorzenionej w zachodniej cywilizacji i chrześcijańskiej kulturze. To oni walcząc o Wolną Polskę z imperium sowieckim i zainstalowanym przez niego systemem komunistycznym ponieśli za wierność swoim ideałom często koszty najwyższe – cenę swojego życia. O ile udało im się przeżyć, to przez blisko pół wieku żyli z piętnem „złodziei”, „podpalaczy”, „bandytów” i „faszystów”. Oni i ich rodziny stali się „wyklęci”.

Wszystko to, co ich przypominało, było nie tylko wymazywane i zniekształcane, ale i niszczone. Dlatego też skompletowanie elementów uzbrojenia, oporządzenia, a zwłaszcza umundurowania do stworzenia w ekspozycji muzealnej postaci „żołnierza wyklętego” stało się prawdziwym wyzwaniem. Zwłaszcza, że miał nim być żołnierz Samodzielnego Batalionu Narodowych Sił Zbrojnych, dowodzonego przez majora Antoniego Żubryda ps. „Zuch”. W tym okresie, był on na naszym terenie najważniejszym oddziałem tzw. II wojskowej konspiracji niepodległościowej. A udało się tego dokonać tylko dzięki życzliwości kilku osób.

Nieprzypadkowo też w jednym czasie ekspozycję muzealną zasiliła postać żołnierza oddziału partyzanckiego Narodowej Organizacji Wojskowej - Armii Krajowej o kryptonimie OP-11. To żołnierze tego oddziału, dowodzeni przez ppor. Józefa Czuchrę ps. „Orski” (zginął z rąk funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie 31 marca 1945 r.) zaprawieni i zahartowani w walce z niemieckim okupantem, doskonale wyszkoleni i dobrze uzbrojeni przeprowadzili kilka akcji, głownie o charakterze samoobrony, wymierzonych w nowego okupanta, który bezwzględnie kontynuował swoje cele zapoczątkowane haniebną agresją na Polskę 17 września 1939 r.

Te dwie postacie w ekspozycji muzealnej stają się nośnikiem jednoznacznego przesłania – gdyby nie wsparcie Armii Czerwonej, wszelkie próby zainstalowania i urządzenia w kraju, a zwłaszcza na naszym terenie systemu komunistycznego opartego o rodzimych komunistów, nie miałyby najmniejszej szansy powodzenia!!!

Jednym z pierwszych, który zwiedzał nowe ekspozycje był Pan Janusz Niemiec, syn majora Antoniego Żubryda, którego koleje życia, jak i los Jego rodziców są modelowym przykładem bycia „wyklętym”.

Pomimo tego, że życie tak boleśnie hartowało naszego gościa łatwo dało się zauważyć, że ta wizyta wywarła na nim ogromne i pewnie niezapomniane wrażenie, a najlepszym tego dowodem jest Jego przychylny wpis do Księgi Gości.

Niech te zdjęcia z wizyty Pana Janusza w naszym muzeum będą również zachętą i dla Państwa, serdecznie zapraszam:

Opracował: Lesław Wilk

07.01.2017

Odznaka oddziału partyzanckiego Armii Krajowej OP-11

Była symbolem przynależności do oddziału partyzanckiego OP-11, stanowiła też dowód polskości w czasie walk o niepodległość kraju, prowadzoną przez żołnierzy polskiego państwa podziemnego, o czym poniżej:

„Wrzos” i „Ziuk” przechodzili w dniu obławy z Kopytowej do Łęk Dukielskich, gdzie stał „Orski” z częścią OP-11. Gdy doszli do lasu żegleckiego, wyszło naprzeciw nich dwóch Niemców, którzy kwaterowali w Zręcinie i zażądali dowodów osobistych. Wówczas partyzanci błyskawicznie wyciągnęli pistolety i zastrzelili obu Niemców. Zza potoku posypały się na nich pociski z broni maszynowej kompanii SS. W tym momencie na polu ostrzału znalazło się 3 letnie dziecko, które partyzanci zasłonili sobą. „Wrzos” dostał serię z cekaemu, padł, przykrywając sobą dziecko. „Ziuk” pobiegł dalej. Już pod lasem, wyrzuciwszy w stronę ścigających go Niemców 3 granaty ręczne, otrzymał śmiertelną serię z cekaemu. Dziecko ocalało. Nieprzyjaciel stracił 2 oficerów, 1 podoficera i 1 szeregowca.

Odział Partyzancki

Na zdjęciu oddział partyzancki OP-11 - zbiórka w Łękach Dukielskich przed wymarszem
za San w ramach akcji „Burza”. (źródło: zbiory rodzinne A. Woźniak)

Ciała obu partyzantów Niemcy załadowali na wóz i zawieźli do Bóbrki. Z Kopytowej i Żeglec zabrali 40 zakładników, wśród których znajdowali się żołnierze z miejscowych plutonów AK.

Wtedy to „Orski”, który wraz z oddziałami wymknął się z obławy, wysłał „Kruczka” do Bóbrki na zwiady. Po upływie pół godziny jadący rowerem „Kruczek” znalazł się w pobliżu kościoła w Bóbrce, gdzie stała furmanka, a na niej ciała „Wrzosa” i „Ziuka”. 40 zakładników pod silną eskortą oczekiwało na wyrok.

Wkrótce przyjechali z Krosna gestapowcy z Beckerem na czele. Zjawił się też sołtys wsi Kopytowa. Władysław Malinowski, posługujący się w konspiracji pseudonimem „Dziadek Kot”. Malinowski cieszył się u Niemców dużym zaufaniem. Jako sołtys Kopytowej, a później wójt w Chorkówce oddał oddziałom partyzanckim niezliczone usługi. Odznaczał się wielką stanowczością i odwagą. Zaraz po przybyciu do Bóbrki udał się do Beckera i wystąpił w obronie zakładników, którzy – jak oświadczył Becker – mieli zostać rozstrzelani.

Malinowski przyjrzał się uważnie zwłokom „Wrzosa” i „Ziuka”, których doskonale znał, i zwracając się energicznie do Beckera, głośno oświadczył, że nie są to żadni partyzanci lecz dwaj Żydzi znani mu dobrze, zaś tych czterdziestu to najbardziej lojalni gospodarze, którzy pierwsi wywiązują się z kontyngentów. Wszyscy są członkami Ortschutzwachty, jeden z nich jest komendantem, inny zastępcą, jeszcze inny jest w straży ogniowej itd.

Becker zadał wówczas Malinowskiemu po polsku pytanie, czy głową swoją, swej żony i dzieci gwarantuje, że to, co potwierdzał przed chwilą jest prawdą. Malinowski potwierdził swoje słowa, ręcząc za wszystkich zakładników.

Niemcy rozeszli się na krótką naradę, po czym zwolnili wszystkich zakładników, zezwalając na pochowanie dwóch rzekomych Żydów. (….).

Warto dodać, że „Wrzos” i „Ziuk” posiadali odznakę przedstawiającą godło Polski na tle krzyża z napisem „1944 – OP – ORS”. Obaj zdążyli jeszcze przed śmiercią wyrzucić tę odznakę; dostanie się jej w ręce gestapo mogło zgubić zakładników razem z rodziną Malinowskich.

Ten fragment zaczerpnąłem z książki „Z walk na Podkarpaciu” autorstwa mjr Łukasza Grzywacza-Świtalskiego - dowódcy Inspektoratu ZWZ-AK Jasło, z której też na początku lat 70. ubiegłego wieku dowiedziałem się o istnieniu tej odznaki.

Pomimo moich wieloletnich poszukiwań, żadna z osób, u której spodziewałem się ją odnaleźć, nie zachowała odznaki. Ci, co ją kiedyś posiadali, zapamiętali jednak jej cechę szczególną, „była taka, na dłoń”.

W tym przypadku nawet okoliczność, że pochodzę z Łęk Dukielskich w których powstał w listopadzie 1943 r. oddział partyzancki OP-11 dowodzony przez ppor. Józefa Czuchrę ps. „Orski”, była niewiele znacząca.

O absolutnej unikalności i wyjątkowości odznaki najlepiej świadczy czas, jaki upłynął do chwili, kiedy wreszcie zobaczyłem jej oryginał.

Ten poszukiwawczy sukces zawdzięczam przede wszystkim panu Czesławowi Nowakowi, autorowi książki „Pomiędzy złem a złem”, który wizerunek tej odznaki wykorzystał w projekcie graficznym okładki. Nie było to przypadkowe, autor bowiem należy do najwybitniejszych znawców tematyki wojskowej konspiracji niepodległościowej na Podkarpaciu, a książka powstała na podstawie wspomnień Stanisława Czekaja ps. „Zwierz”, żołnierza AK OP-11.

Odział Partyzancki2

Odznaka oddziału partyzanckiego AK OP-11 - po lewej, na okładce książki „Pomiędzy złem a złem” Cz. Nowaka - po prawej, na zdjęciu książki „Z walk na Podkarpaciu” Ł. Grzywacza-Świtalskiego (fot. Lesław Wilk)

Na początku nie byłem jednak przekonany, że pokazana mi przez autora książki odznaka to oryginał. W porównaniu z tą opublikowaną w 1971 r. różniła się i nawet osoba, o tak ogromnym autorytecie i dorobku historycznym nie była w stanie obalić mojego sceptycyzmu.

Dopiero spotkanie z panią Marią Pietrzyk, która przekazała autorowi tę odznakę całkowicie rozwiało moje wątpliwości.

Pochodząca z Jaćmierza pani Maria ( z domu Stączek, rocznik 1925), opowiedziała mi o swoim uczestnictwie w wojskowej konspiracji niepodległościowej.

W czasie okupacji niemieckiej pełniła funkcję łączniczki pomiędzy obwodami Armii Krajowej Krosno i Sanok. Do AK została zaprzysiężona w 1942 r., obierając sobie pseudonim „Maja”. W grupie 7 koleżanek przeszła kilkumiesięczne szkolenie wojskowe. Prowadził je mieszkaniec Jaćmierzy, zawodowy wojskowy, chor. Prosper Ochenduszko ps. „Drop”, który pełnił w oddziale partyzanckim OP-11 funkcję szefa oddziału. W czasie szkolenia uzyskiwała najlepsze wyniki z całej grupy. Odznaka była formą wyróżnienia i nagrodą. Otrzymała ją bezpośrednio z rąk „Orskiego”. Dobrze zapamiętała ten moment. Dowódca OP-11 przebywał wtedy w Jaćmierzy na konspiracyjnej kwaterze u Heleny Tarkowskiej. Był sam, bez ochrony. Bardzo życzliwie odniósł się do pochwały wygłoszonej w jej obecności i wypowiedział słowa, które pani Maria na zawsze zapamiętała: „przekazuję w Twoje ręce niezwykle cenną rzecz, zachowaj ją i zabezpiecz dla potomności”. Pani Maria dostała tę odznakę, jako jedyna z grupy, dobrze ją schowała, nigdy jej nie nosiła. Samego „Orskiego” zapamiętała, jako mężczyznę raczej szczupłego, średniowysokiego, bardzo eleganckiego w obejściu. Jak przypomina sobie Pani Maria był to rok 1943.

To moim zdaniem wyjaśnia, dlaczego te dwie odznaki różniły się. Ta otrzymana przez panią Marię pochodzi z pierwszej edycji tj. z 1943 r., a ta, której zdjęcie opublikował Ł. Grzywacz-Świtalski, to wersja odznaki OP-11 z 1944 r.

Oceniam, że na przestrzeni tych dwóch lat łącznie mogło być wykonanych w warunkach konspiracyjnych od 50 – 100 takich odznak. Czy były jeszcze jakieś inne warianty tej odznaki? O tym, jak na razie nic mi nie wiadomo.

W nowym, sowieckim zniewoleniu odznaka OP-11, jako symbol walki o niepodległą Polskę, znowu obciążała. Jej posiadacze podobnie, jak „Wrzos” i „Ziuk” mieli tego pełną świadomość. Ich losy nierzadko były tragiczne. Dowódca oddziału „Orski” został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie i w czasie próby ucieczki 31 marca 1945 r. zginął śmiertelnie postrzelony. Ginęli też Jego podkomendni, do ubeckich więzień trafiła większość żołnierzy OP-11, doświadczając ciężkiego śledztwa, niektórych zesłano na Sybir.

To wiele tłumaczy, dlaczego odznaka przechowana dzięki pani Marii Pietrzyk jest tak jedyna w swoim rodzaju.

Chęć posiadania odznaki oddziału partyzanckiego OP-11 była tak duża, że na podstawie oryginału opracowałem projekt i technologię wykonania. Celowo wprowadziłem też drobne modyfikacje po to, aby wyglądała tak pięknie, jak ją zawsze sobie wyobrażałem. Zdjęcie kopii odznaki OP-11, poniżej.

Odział Partyzancki

Na zdjęciu kopia odznaki oddziału partyzanckiego AK OP-11 (fot. Lesław Wilk)

Docelowo odznaka ta stanie się ozdobą munduru żołnierza oddziału partyzanckiego Armii Krajowej OP-11 w tworzonej obecnie w naszym muzeum ekspozycji poświęconej wojskowej konspiracji niepodległościowej na Podkarpaciu.

O ile ktoś posiada jakąkolwiek wiedzę na jej temat lub jeżeli kogoś interesowałaby taka kopia odznaki proszę o kontakt pod nr tel. 502994116.

Ten tekst chciałem wstępnie opatrzeć tytułem „Szukajcie a znajdziecie”, niech te słowa będą jego sentencją.

Opracował: Lesław Wilk

17.12.2016

„Ultimul zbor” („Ostatni lot”)

Pod takim tytułem, rumuńska telewizja TVR International wyemitowała w bieżącym miesiącu program o wydobyciu samolotu Ju-87 „Stuka” po katastrofie w dn. 11.02.1944 r.

Tutaj link: http://www.tvrplus.ro//editie-documentarul-tvri-515507

Autorką programu jest popularna w Rumunii dziennikarka Melania Trifu. To dzięki niej w tym programie wyeksponowano i zaakcentowano te wątki, które dotychczas były przedstawiane w tle tej tragicznej historii. Szczególnie mam tu na względzie dramat matki pilota, która kierowana rodzicielską miłością, na przełomie lat 40. i 50. przyjechała do Polski, aby odnaleźć kości syna i móc je godnie pochować na cmentarzu. Można się tylko domyślać, jak bardzo musiała być zawiedziona wracając do Rumunii nie zrealizowawszy swojego postanowienia.

zegarek pilota

Widoczny na zdjęciu zegarek pilota marki „Mars ”, odnaleziony wśród szczątków Ju-87, wrócił zgodnie z wolą krewnego do Rumunii, w tle fotografia Joana Clopa i Jego matki
(źródło)

Akcja wydobycia samolotu oraz ekshumacji rumuńskiego pilota wywołała duże zainteresowanie i poruszenie w ojczyźnie Ioana Clopa, była szeroko komentowana przez rumuńskie media. Przyjazd ekipy telewizyjnej do Polski oraz jej czterodniowy pobyt w Krośnie koordynowała Ambasada Rumunii w Polsce.

Pomimo narracji w języku rumuńskim zachęcam do obejrzenia programu, bowiem dominujące wypowiedzi w języku polskim w znacznej mierze pozwalają na zrozumienie całości audycji.

Część końcowa programu dotyczy obozu w Łambinowicach oraz pomnika w Michałowicach, które ekipa TVR International również odwiedziła w czasie swojego pobytu w Polsce.

Opracował: Lesław Wilk

23.11.2016

„Nienasycona Przełęcz” odkrywa tajemnice.

Wciąż odkrywamy tajemnice bitwy o Przełęcz Dukielską, nazywaną również drugą, największą górską bitwą pancerną II wojny światowej. Dla mnie spersonalizowanie jakiegokolwiek jej uczestnika, o którym wiedzę udało się pozyskać dopiero po upływie ponad 70 lat od jej zakończenia, podbudowane źródłami archiwalnymi oraz eksponatami posiadającymi wiarygodny kontekst historyczny jest, jako muzealnika źródłem sporej satysfakcji.

Przy ogromnej masie wojska, które zaangażowała w tą bitwę każda ze stron, tylko zbieg okoliczności doprowadza czasem do takich odkryć. Tak było w przypadku, o którym poniżej.

W pamięci żyjących jeszcze świadków pozostaje wiele mało znanych epizodów tej batalii, np. użycie przez Armię Czerwoną balonów obserwacyjnych na uwięzi. To z nich, w tym górzystym terenie, sowieccy obserwatorzy bardzo skutecznie kierowali ogniem własnej artylerii. Te monstrualne obiekty nie były dla Niemców łatwym celem. Stawiano je kilka kilometrów od linii frontu, chroniły je rozmieszczone wokół nich stanowiska artylerii przeciwlotniczej oraz samoloty myśliwskie operujące z lotnisk pobliskiego Krosna i Łężan. Obecność na niebie sowieckich balonów była zapewne dokuczliwa dla wehrmachtu, gdyż do ich likwidacji wysłano samoloty myśliwskie operujące z bardzo odległych lotnisk. Z tego okresu znane mi są dwa przypadki strącenia takich balonów przez niemieckie lotnictwo w okolicy Dukli.

Próbę zestrzelenia balonu w pobliżu Chorkówki przypłacił życiem pilot myśliwca Fw-190. Został trafiony ogniem baterii przeciwlotniczej, utracił duży fragment skrzydła i zwalił się na ziemię w okolicy wsi Żeglce. Dzień wcześniej, w tym samym miejscu, niemiecki myśliwiec strącił poprzednio zawieszony tam balon, który ostrzelany spłonął. Wrak zestrzelonego samolotu, z inicjatywy lokalnego kowala, został wydobyty kilka lat po wojnie.

Świadkiem zestrzelenia drugiego z balonów był m.in. brat mojej mamy, wówczas kilkunastoletni chłopak. Tego dnia podążał samotnie z Kobylan do rodzinnego domu, znajdującego się na folwarku w Łękach Dukielskich. Dzień wcześniej, tj. 20 września 1944 r. Niemcy wycofali się spod Dukli, tym samym ustał wielodniowy, nękający ostrzał artyleryjski miejscowości.

mapa
Mapa walk o Przełęcz Dukielską - Łęki Dukielskie oznaczono na mapie, jako Łeky.
(źródło)

Mógł więc w miarę bezpiecznie wyruszyć w poszukiwaniu rodziny z którą stacił konakt po tym, jak ta część Łęk stała się areną zażartej walki. Jak tylko dotarł do dużego sadu przylegającego do zabudowy folwarku, nagle nadleciał z północnego zachodu niemiecki samolot. Pilot musiał go wypatrzeć wśród drzew, gdyż błyskawicznie obniżył lot i otworzył ogień z broni pokładowej. Pewnie też dostrzegł, że cel upadł na ziemię. Pociski na szczęście minimalnie chybiły, a upadek był tylko instynktownym odruchem. Niedoszła ofiara przerażonym wzrokiem obserwowała, jak pilot na dużej prędkości złożył maszynę w zakręt i nakierował ją ku Dukli, nad którą unosił się sowiecki balon obserwacyjny. Lecąc na niskim pułapie samolot szybko pokonał kilkukilometrowy dystans i z bliskiej odległości ostrzelał ten nowy cel kilkoma krótkimi seriami. Balon zapalił się i runął na ziemię, a niemiecki myśliwiec na kursie południowym zniknął za pasmem gór.

To zdarzenie na trwałe zapisało się w pamięci wujka. Ani on, ani inni świadkowie czasu wojny nie przypominają sobie, aby na niebie w pobliżu Dukli pojawił się już później inny niemiecki samolot.

Zbieżność wielu faktów wskazuje na to, że i ten samolot został chwilę później zestrzelony przez Rosjan.

Impuls do tego aby podążyć jego tropem dały dwie duralowe łopaty, które nie tak dawno wzbogaciły ekspozycję lotniczą naszego muzeum. Szybko udało mi się ustalić, że pochodzą z niemieckiego myśliwca typu Messerschmitt Bf 109.

samolot
Na zdjęciu samolot myśliwski Messerschmitt Bf-109 G6
(źródło)

Trafiły do muzeum z miejscowości leżącej na południowy wschód od Dukli. Jak udało mi się ustalić i w tym przypadku, zaraz po przejściu frontu, lokalny kowal, był inicjatorem ich pozyskania na potrzeby swojej kuźni. Nie wiadomo co się stało z trzecią łopatą wchodzącą w skład kompletacji śmigła Bf-109.

Na podstawie opublikowanych dokumentów, m.in. listy strat niemieckiego lotnictwa z okresu II wojny światowej ustaliłem, że na początku trzeciej dekady września 1944 r. Luftwaffe utraciła w okolicy Dukli tylko jedną maszynę tego typu. Był nią Messerschmitt Bf 109 G-6 Wnr. 440 957 "żółta 10", który zaginął na południowy wschód od Dukli w czwartek 21 września 1944 r. Samolot wystartował z lotniska Warzyn (miejscowość koło Jędrzejowa w woj. świętokrzyskim), pilotował go leutnant (porucznik) Rudolf Walther z III./JG 52 (3 dywizjon 52 Skrzydła Myśliwskiego Luftwaffe). Dywizjon był wyposażony w samoloty myśliwskie Messerschmitt Bf 109 G-6, w okresie 26 – 30 lipca 1944 r. stacjonował na lotnisku w Łężanach, stąd piloci niemieccy poznali teren Przełęczy Dukielskiej. Dowodził nim mjr Wilhelm Batz Piloci tej właśnie jednostki zasłynęli w czasie wojny, jako „rzeźnicy wszechczasów”, przypisuje im się rekordową liczbę około 10500 zestrzelonych samolotów. Rudolf Walter pomimo młodego wieku, zdążył już zestrzelić 21 samolotów. Miał wtedy dopiero 21 lat, urodził się w Zgorzelcu 2 lutego 1923 r.

Jak podają niemieckie źródła, 21 września 1944 r. o godzinie 20:00 (?) został zestrzelony i zraniony, jego Bf-109 spadł na wschód od Dukli, a sam pilot uznany został za zaginionego. Udało mu się jednak powrócić i trafił do szpitala. Nie znane są jego późniejsze losy, nie wiadomo czy wrócił jeszcze do latania. Wojnę przeżył.

Ślady na każdej z łopat są wymownym zapisem tego, że pochodzą właśnie z tego egzemplarza samolotu. Wygięcie jednej z nich dowodzi, że samolot lądował uszkodzony, prawdopodobnie bez wypuszczonego podwozia i już z niepracującym silnikiem. Uszkodzenia maszyny były bez wątpienia następstwem udziału w boju. Pilot podchodził do lądowania z niskiego pułapu, w innym przypadku mógł opuścić uszkodzony samolot wyskakując na spadochronie. Gdy zabrakło mu wysokości jego jedynym ratunkiem było więc awaryjne lądowanie. Błyskawicznie podejmował decyzję, akceptując tym samym ryzyko rozstrzaskania samolotu o nierówności górskiego terenu. Instynkt przeżycia niewątpliwie determinował i zawężał jego wybór.

Ciekawych informacji dostarcza też ta druga, prosta łopata, która górowała nad obrysem uziemnionego samolotu. Nosi ślady, aż po 26 pociskach. Strzelano do niej z broni małokalibrowej, z różnych stron i pod różnymi kątami. Energia niektórych pocisków, tych wystrzelonych prawdopodobnie z rosyjskich „pepesz” była już tak mała, że pociski nie przeszyły jej na wylot tylko zostawiły na powierzchni małe, plackowate wgłębienia. Świadczy to o tym, że strzelano do samolotu unieruchomionego na ziemi z odległości ponad stu metrów, który wylądował już po rosyjskiej stronie frontu.

Ten dystans od strzelających dał zapewne czas temu młodemu pilotowi na ucieczkę z miejsca lądowania, jak i późniejsze ukrycie się przed sowieckimi bojcami. Zastanawia przy tym, ileż strzałów musieli oni posłać w kierunku samolotu. Przecież tylko niewielka część pocisków trafiła w łopatę i czy to nie ona osłoniła pilota ewakującego się z samolotu, ratując mu życie?

Łopaty śmigła samolotu Messerschmitt Bf-109, jako namacalne dowody zdarzenia sprzed 70 lat można zobaczyć w zbiorach naszego muzum. Są kolejnym świadectwem, które skłania do refleksji nad wojną i ludzkim losem.

Zdjęcia łopat poniżej:


Opracował: Lesław Wilk

04.11.2016

Zapraszamy na prelekcje na temat szkolenia rumuńskich lotników na krośnieńskim węźle lotniskowym w latach 1943-44 i wydobyciu samolotu Ju-87 „Stuka” po katastrofie z 11 lutego 1944 r.

Plakat organizatorów

03.09.2016

Odsłonięcie pomnika w Łękach Dukielskich upamiętniającego wojskową konspirację niepodległościową.

Moja rodzinna miejscowość Łęki Dukielskie w dniach 26-28 sierpnia 2016 r. obchodziła piękny Jubileusz 650. lecia swojego istnienia. Apogeum 3 dniowego świętowania to uroczyste odsłonięcie pomnika upamiętniającego 650. rocznicę lokacji Łęk oraz pokolenia żyjących tu Łęczan. Upamiętniającego również inne przełomowe wydarzenia w dziejach miejscowości i naszego kraju, które stały się z nim zbieżne - 1050. rocznicę chrztu Polski oraz 40. rocznicę utworzenia parafii rzymsko-katolickiej p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łękach Dukielskich. Upamiętniającego także walkę o niepodległość kraju, prowadzoną na tym terenie przez uczestników wojskowej konspiracji niepodległościowej – żołnierzy Armii Krajowej oraz mieszkańców Łęk, którzy udzielając im wsparcia dali piękne świadectwo patriotyzmu.

Uroczystość ozdobiła oprawa wojskowa orkiestry reprezentacyjnej Straży Granicznej z Nowego Sącza oraz kompanii honorowej 5. Batalionu Strzelców Podhalańskich z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich im. gen. bryg. Mieczysława Boruty-Spiechowicza – zobacz ich przemarsz:

Swoje poczty sztandarowe wystawiły Komenda Miejska Policji w Krośnie, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Związek Ochotniczych Straży Pożarnych, Zespół Szkół Publicznych w Łękach Dukielskich oraz 5 Batalion Strzelców Podhalańskich z Przemyśla.

Wespół z żołnierzami Wojska Polskiego posterunek honorowy przy pomniku tworzyli rekonstruktorzy skupieni przy Prywatnym Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie.

W klimat czasów konspiracji zgromadzoną publiczność wprowadziła wspólnie odśpiewana pieśń poranna Wojska Polskiego „Kiedy ranne wstają zorze”, którą, gdy tylko mogli, rozpoczynali każdy nowy dzień żołnierze oddziałów partyzanckich Armii Krajowej stacjonujący w łęckich przysiółkach Myszkowskim, Pałacówce i Łazach.

Przemawiając na początku uroczystości mogłem z dumą przybliżyć aspekty historyczne upamiętnianych wydarzeń oraz bohaterów wojskowej konspiracji niepodległościowej działających na terenie Łęk Dukielskich.

W towarzystwie pana Józefa Pernala, rocznik 1925, ostatniego żyjącego żołnierza oddziału partyzanckiego OP-11 „Orskiego” oraz pani Ireny Kubaszczyk, córki bohaterskiego sołtysa Józefa Kołacza dostąpiłem też zaszczytu odsłonięcia tablicy upamiętniającej wojskową konspirację niepodległościową w Łękach Dukielskich.

Poświęcenia pomnika dokonał kapelan wojskowy ks. mjr Andrzej Piersiak z Lublina. W imieniu wszystkich wyznań modlitwę ekumeniczną odmówił ks. Jan Wilusz, syn łęckiej ziemi.

Apel Pamięci odczytał kpt. Jan Jastrzębski. Zapewne poruszył on mocno serca Łęczan, jak i zaproszonych gości.

Tą chwilową kumulację emocji i wzruszenia, jak grzmot piorunu spotęgowany echem odbitym od pobliskich gór przerwała salwa honorowa oddana przez pododdział reprezentacyjny Wojska Polskiego.

Przed pomnikiem złożono wiązanki kwiatów i zapalono znicze.

Głos zabrał kombatant Pan Józef Pernal, dziękując w imieniu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej za upamiętnienie żołnierzy Armii Krajowej w Łękach Dukielskich.

Na placu parafialnym nieopodal pomnika został zasadzony okolicznościowy dąb przywieziony z Katynia.

Podniosły nastrój udzielił się Wicemarszałek Województwa Podkarpackiego pani Marii Kurowskiej, która w swoim wystąpieniu podkreśliła, że Łęczanie mogą być dumni ze swojej historii i miejscowości. Przyznała też, że po raz pierwszy uczestniczyła w tak perfekcyjnie przygotowanej uroczystości.

To upamiętnienie było od lat moim wielkim marzeniem, a udało się go zrealizować dzięki bezinteresownemu zaangażowaniu wielu szlachetnych osób, w szczególności mgr inż. arch. Markowi Gransickiemu - autorowi koncepcji architektonicznej pomnika, Wojciechowi Węgrzynowi – przewodniczącemu Społecznego Komitetu Budowy Pomnika w Łękach Dukielskich oraz księdzu Zdzisławowi Babiarzowi proboszczowi z Łęk Dukielskich. Ogromnego wsparcia w przygotowanie oprawy wojskowej udzielił kpt. Jan Jastrzębski – dziekan korpusu wojsk lądowych Wojska Polskiego.

Opracował: Lesław Wilk

15.05.2016

Upamiętnienie wojskowej konspiracji niepodległościowej w Łękach Dukielskich.

W bieżącym roku, w dniach 26-28 sierpnia Łęki Dukielskie będą obchodzić 650-lecie swojego powstania.

Jednym z głównych punktów programu uroczystości ma być odsłonięcie pomnika dla upamiętnienia ważnych dla historii miejscowości rocznic i wydarzeń – projekt poniżej:

pomnik

Z inicjatywy Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie ma on także upamiętniać żołnierzy Armii Krajowej walczących na tym terenie o niepodległość kraju oraz mieszkańców Łęk Dukielskich, którzy udzielając im wsparcia dali piękne świadectwo patriotyzmu – zobacz projekt tablicy:

To tutaj, w 1943 r. powstał pierwszy w Inspektoracie Armii Krajowej Jasło odział partyzancki OP-11 pod dowództwem ppor. J. Czuchry ps. „Orski”, w szeregach którego walczyli Łęczanie.

W 1944 r. organizowano w Łękach oddział partyzancki AK OP-15 pod dowództwem por. M. Paczosy ps. „Basza”.

Łęczanie, współtworzyli 8 pluton pod dowództwem ppor. S. Nowaka ps. „Barski” Placówki AK Chorkówka kryptonim „Centuria” pod komendą ppor. K. Kresaka ps. „Zimorodek” podległej pod obwód Krosno kryptonim „Korzeń”, reaktywujący 6 pułk strzelców podhalańskich AK.

Łęczanie należeli również do oddziału partyzanckiego AK ZN-24 pod dowództwem ppor. W. Barana ps. „Bekas”.

Przez Łęki Dukielskie prowadziły trasy przerzutowe przez „zieloną granicę” na Węgry, w tej miejscowości funkcjonowały konspiracyjne izby chorych, magazyny broni, amunicji, materiałów zrzutowych, a okoliczne lasy kryły partyzanckie schrony.

W Łękach kilkudziesięciu żołnierzy AK odbyło przeszkolenie na konspiracyjnych kursach szkoły podoficerów i podchorążych rezerwy.

Wielu Łęczan udostępniło swoje domy na kwatery dla partyzantów i zapewniali im żywność pochodzącą z tzw. „drugiego kontyngentu” pomimo, że ten obowiązkowy na rzecz niemieckiego okupanta, już zubażał wszystkie rodziny.

Szczególne uznanie należy się mieszkańcom łęckich przysiółków: Myszkowskie, Pałacówka i Łazy, to oni byli oparciem oddziałów partyzanckich, to oni pomogli przetrwać żołnierzom konspiracji.

Działalność niepodległościową swoich parafian z Łęk Dukielskich wspierał i otoczył opieką duszpasterską proboszcz Parafii Kobylany ks. Piotr Moch i pozostali kapłani.

Główną rolę w organizacji tego ważnego zaplecza dla wojskowej konspiracji niepodległościowej na Podkarpaciu odegrali Łęccy gospodarze, rada sołecka i sołtys Józef Kołacz. Służąc Polsce, zadbali o bezpieczeństwo i warunki materialne mieszkańców i szczęśliwie ustrzegli tę niezwykłą miejscowość od represji niemieckiego okupanta w tym najtrudniejszym okresie w historii miejscowości.

Projekt pomnika został pozytywnie zaopiniowany w dniu 27.04.2016 r. przez Wojewódzki Komitet Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Rzeszowie.

Wszystkich, którym nieobcy jest patriotyzm i etos Armii Krajowej proszę o wsparcie projektu.

Nawet najmniejsza wpłata jest znacząca i nieoceniona w realizacji tej inicjatywy. Dziękujemy.

Wpłaty na rzecz pomnika i upamiętnienia wojskowej konspiracji niepodległościowej bezpośrednio na subkonto Stowarzyszenia Kulturalno-Rekreacyjnego "Jedność" z siedzibą w Łękach Dukielskich:

Odbiorca: Stowarzyszenie Kulturalno-Rekreacyjne „Jedność”

Adres: 38-456 Łęki Dukielskie 75

Tytuł wpłaty: Darowizna na pomnik

Numer konta : (PBS o/Dukla): 63 8642 1096 2010 9602 3314 0001

Kod SWIFT dla PBS Bank: POLUPLPR

Opracował: Lesław Wilk

15.04.2016

Gdyby przedmioty mogły mówić.

Wydawać by się mogło, że mnie pasjonata historii i muzealnika o sporym już stażu niewiele rzeczy może zaskoczyć. A jednak, co jakiś czas to następuje. Niewątpliwie jest nią ostatnio pozyskany przedmiot, matryca drukarska mapy 1:100000 Wojskowego Instytutu Geograficznego w Warszawie z 1929 r.

Z map topograficznych WIG wielokrotnie korzystałem, bowiem stanowią one bezcenne źródło wiedzy o przedwojennej Polsce. Studiując je, zawsze byłem pod wrażeniem profesjonalizmu ich twórców. Mapy te są dziś uważane za jedne z najlepszych na świecie dzieł sztuki kartograficznej tamtego okresu

Dzięki uprzejmości Pana Marka Zielińskiego, współautora projektu www.mapywig.org dowiedziałem się, że wiedza o losach matryc WIG jest szczątkowa. Z zachowanych wspomnień wiemy, że Wojskowy Instytut Geograficzny został ewakuowany z Warszawy w drugim tygodniu września 1939 r. transportem kolejowym, w którym znajdowały się materiały i wyposażenie Instytutu, w tym m. in. matryce. Stacją docelową miał być Lwów. Transport jednak utknął pod Siedlcami i został "częściowo zniszczony" w wyniku bombardowań Luftwaffe. Potem informacje stają sie jeszcze bardziej mgliste. Z jednej relacji wynika, że ekipa ewakuowana pociągiem "udała sie do Lwowa transportem samochodowym", a przy rozbitym pociągu wystawiono posterunki (jakie były jego dalsze losy - nie wiadomo). Być może transport wpadł w ręce Niemców – w swoich wojennych dokumentach wspominają „o przejęciu maszyn i materiałów z „częściowo rozbitego transportu kolejowego”. Brytyjczycy w czasie wojny piszą, że "materiały te uległy zniszczeniu", choć akurat te informacje mieli pewnie z relacji oficerów WIG, którzy trafili do Wielkiej Brytanii – relacje prawdopodobnie z drugiej, trzeciej lub jeszcze dalszej ręki. Znawca tematu, Bogumil Krassowski pisze w 1974 roku, że chłopi ze wsi koło Siedlec przez długie lata po wojnie wykorzystywali blachę z matryc do łatania dachów. Póki co nie udało się jednak ustalić by takie "blachy" trafiły do muzeum lub jakieś lokalnej izby pamięci. Tutaj, na stacji kolejowej w Siedlacach ślad się urywa. Ani Pan Marek Zieliński, ani nikt z osób, które się interesują historią WIG, takich matryc nigdy nigdzie nie widział.

Jak wytłumaczyć fakt, że taka matryca miałaby trafić spod Siedlec, do miejscowości Lipowica na Podkarpaciu, gdzie przeleżała w jednym miejscu ponad 71 lat?

Możemy się tego tylko domyślać. Lwów został zajęty przez sowietów 22 września 1939 r. Prawdopodobnie kilka dni wcześniej dotarł do miasta wspomniany transport samochodowy WIG, z częścią ładunku składu kolejowego zbombardowanego pod Siedlcami, jak mniemam tego, który ocalał z bombardowania i podlegał największej tajemnicy wojskowej. Nie bez powodu znalazła się tam także matryca mapy obszaru Frankfurt nad Odrą. Taka mapa byłaby użyteczna w czasie ataku prewencyjnego na Niemcy, który rozważał Józef Piłsudski w 1933 r., po dojściu Hitlera do władzy. Były to najbardziej tajne plany, do których dostęp mieli wyłącznie najbliżsi współpracownicy marszałka i w których istnienie nadal powątpiewa dzisiaj część historyków. A przecież rozpoczęta przez III Rzeszę w 1934 r. budowa Międzyrzeckiego Rejon Umocnionego dla ochrony wschodniej granicy - Bramy Lubuskiej i przedmościa odrzańskiego potwierdza, że Hitler liczył się na serio z taką możliwością. Materiały z transportu, objęte najwyższą klauzulą tajemnicy wojskowej, musiano dobrze ukryć przed kapitulacją Lwowa. Zapewne nie wpadły one w ręce wroga i były we władaniu struktur polskiego państwa podziemnego i Armii Krajowej, aż do czasu kolejnego wkroczenia sowietów do miasta, co nastąpiło 27 lipca 1944 r. Wtedy to 38 armia 1 Frontu Ukraińskiego, dowodzonego przez marszałka Iwana Koniewa, przy wsparciu oddziałów Armii Krajowej opanowała Lwów. Współpraca Armii Krajowej Obszaru Lwowskiego z Armią Czerwoną zakończyła się podstępnym aresztowaniem dowódców oraz masowym aresztowaniem oficerów i żołnierzy przez sowiecki kontrwywiad wojskowy Smiersz. I wtedy mogły wpaść w ręce sowietów także zasoby materiałowe Armii Krajowej, a wśród nich matryce WIG. Kilka tygodni później, wojska tej samej 38 armii 1 Frontu Ukraińskiego są już pod Krosnem. W czasie walk o Przełęcz Dukielską, we wrześniu i październiku 1944 r. doszło do zagłady prawie całej 38 armii. Sowieci i wspierający ich działania korpus czechosłowacki tracą blisko 130.000 żołnierzy zabitych, rannych i zaginionych. Sztab Koniewa, w czasie bojów pod Duklą stacjonuje w różnych pobliskich miejscowościach, m. in. w moich rodzinnych Łękach Dukielskich, moje ustalenia wskazują także na Lipowicę. Wielu moich rozmówców pamiętających wojnę wspomina swoje pierwsze spotkanie z sowieckimi bojcami przez pryzmat pytania, które już na wstępie zadawali sowieccy żołnierze „kuda Bierlin?”. I właśnie ten kierunek miała wskazywać im improwizowana tablica, której twórcom do wykonania posłużyły matryce polskich map topograficznych 1:100000 WIG. Fragment tej tablicy, czyli sygnowana nr „14509” matryca polskiej mapy topograficznej Wojskowego Instytutu Geograficznego - użyta przed wybuchem wojny do wydruku tej mapy zachował się do naszych czasów, stąd mogę to wszystko opowiedzieć...

Opracował: Lesław Wilk

08.02.2016

Spadochron z Ju-87 Stuka

Wśród wydobytych w dniu 7 listopada 2015 r. szczątków samolotu Junkers Ju-87 D3 nr fabr. 110757 znalazł się również spadochron pilota. Okazało się, że jest to spadochron ratowniczy typu Sitzfallschirm 30-IS-24B (Fl 30231).
Ten delikatny przedmiot uchroniło przed zniszczeniem mechanicznym kubełkowe siedzenie „sztukasa”, ono też zapobiegło skutkom reakcji fizyczno-chemicznych, które zachodziły w kraterze w następstwie pożaru, jaki tam wybuchł tuż po katastrofie.
Pierwsze oględziny i ocena stanu zachowania nie napawały optymizmem. Z pokrowca, w który był opakowany, zachowały się jedynie metalowe elementy, resztki nici i gumowych ściągaczy. Czasza spadochronu została sprasowana w jednolity blok, który oblepiała czarna, kleista maź przesiąknięta intensywnym zapachem węglowodorów. Stan przedmiotu dobrze oddaje zdjęcie poniżej

Do naszych czasów nie zachowało się zbyt wiele spadochronów z II wojny światowej, w krajowych zbiorach muzealnych są niespotykane. Dlatego konserwacja tego spadochronu stała się prawdziwym wyzwaniem i czynnością o najwyższym priorytecie. Trwała kilka miesięcy i była jednym z najtrudniejszych i najbardziej pracochłonnych zabiegów, jakie dotychczas udało mi się wykonać. Konserwację spadochronu zakończyło jego wietrzenie. W przypadku tego, wydobytego z ziemi po ponad 71 latach uznałem, że pierwsze wietrzenie należy przeprowadzić w terenie, w warunkach naturalnych. Do tego potrzebowałem jednak kilku czynników, które musiały wystąpić jednocześnie. I udało się, choć lekko nie było...
Poniżej kolejne fazy wietrzenia czaszy spadochronu, na zdjęciach autorstwa Radosława Wilka.

Opracował: Lesław Wilk

03.02.2016

TVP Historia o naszym muzeum i wydobyciu Ju-87 Stuka

Mam przyjemność oznajmić że, jako twórcy Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie staliśmy się bohaterami kilku odcinków programu telewizyjnego o tematyce historyczno-eksploracyjnej „ Było, nie minęło – Kronika zwiadowców historii”. O wizytach w Krośnie ekipy telewizyjnej TVP Historia informowały już lokalne media. Autor programu, Pan Adam Sikorski, tak to skomentował: „do Krosna lubię wracać”. Efektem tych wizyt jest materiał filmowy, który TVP Historia wyemitowała w ostatnim okresie. Poniżej linki do odcinków, wg kolejności ich emisji.

Opracował: Lesław Wilk

30.12.2015

Współpraca popłaca.

Ostatni kwartał tego roku zaowocował szeregiem wydarzeń w działalności naszego muzeum. Niewątpliwie takim było nawiązanie współpracy ze Stowarzyszeniem Eksploracyjno-Historycznym „Galicja” z siedzibą 36-060 Głogów Młp. Budy Głogowskie 460, reprezentowanym przez Prezesa Pana Sławomira Worka.

Ważną rolę odegrał w tym Pan Artur Hejnar z Krosna - pełniący w Stowarzyszeniu funkcję członka organu nadzoru.

Stowarzyszenie zrzesza miłośników historii, zajmujących się działalnością poszukiwawczą, prowadzoną głównie na terenie Beskidu Niskiego i Bieszczad. Celem Stowarzyszenia jest m.in. kreowanie pozytywnego wizerunku osób zajmujących się działalnością poszukiwawczą, a także kodeksu eksploracji, zgodnego z istniejącym prawem.

Na konkretne efekty współpracy nie trzeba było długo czekać. Już w listopadzie członkowie Stowarzyszenia udzielili nam profesjonalnego wsparcia we wszystkich fazach wydobycia samolotu Ju-87 „Stuka”, który uległ katastrofie w czasie II w. św. w pobliżu Krościenka Wyżnego. Jeszcze w tym samym miesiącu, w Krośnie doszło do roboczego spotkania z zarządem Stowarzyszenia, połączonym ze zwiedzaniem Muzeum. Miłym akcentem wizyty było przekazanie dla Muzeum przez Prezesa Sławomira Worka pagonu carskiego szynela z okresu I wojny światowej, znalezionego w Bieszczadach w czasie prac prowadzonych przez Stowarzyszenie. Pagon, pomimo upływu 100 lat dobrze się zachował – na zdjęciu poniżej, już po przeprowadzonych zabiegach konserwacyjnych w muzeum. Pozostawił go po sobie żołnierz 58 praskiego pułku piechoty. Co ciekawe, jednostka ta powstała w 1831 r., w czasie trwania powstania listopadowego, zaś jej miano pochodziło od Pragi, obecnej dzielnicy Warszawy. Pułk stacjonował w Mikołajowie, ówczesnej guberni chersońskiej i wchodził w skład I Brygady 15 Dywizji Piechoty.

Nadmieniam, że prace w wyniku których znaleziono carski pagon prowadzono na podstawie pozwolenia Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków i zgody Nadleśnictwa Baligród. Istotnym warunkiem pozwolenia było zobowiązanie Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie do przyjęcia eksponatów ujawnionych w trakcie prac poszukiwawczych.

Opracował: Lesław Wilk

24.11.2015

Nagroda Honorowa „Świadek Historii” Instytutu Pamięci Narodowej

Miło nam poinformować że, jako twórcy Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie - Dorota Kiełtyka, Piotr Kiełtyka i Lesław Wilk - zostaliśmy uhonorowani Nagrodą „Świadek Historii” Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie.

Wręczenie nagród miało miejsce w Domu Kultury w Rzeszowie, 24 listopada 2015 r. Uroczystości towarzyszył program artystyczny w wykonaniu uczniów Gimnazjum nr 8 w Rzeszowie.

To IV edycja tego wyróżnienia, które przyznaje Kapituła pod przewodnictwem Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej tym, którzy szczególnie zasłużyli się dla upamiętniania historii Narodu Polskiego, którzy kultywują postawy patriotyczne, a prowadząc edukację historyczną, przyczyniają się do pogłębienia wiedzy o naszej przeszłości wśród młodego pokolenia Polaków.

Oprócz nas tegorocznymi laureatami tego wyróżnienia zostali:

  • Dariusz Jacek Fudali
  • bp Jan Niemiec
  • Tadeusz Polkowski
  • Stanisław Ignacy Pomprowicz
  • Stowarzyszenie Społeczno – Kulturalne Rędziny – prezes Wojciech Kaszub i członkowie Stowarzyszenia

A tutaj link do relacji TVP Rzeszów

Gratulujemy wszystkim wyróżnionym, serdecznie dziękujemy pani Jolancie Van Grieken Barylance z Krakowa za zgłoszenie naszej kandydatury, a także tym wszystkim, którzy po przyjacielsku towarzyszyli nam w tej uroczystości.

Opracował: Lesław Wilk

17.11.2015

Odkrywamy tajemnice przeszłości - katastrofa JU-87 Stuka.

Pierwsze informacje o JU-87 Stuka, który uległ katastrofie w czasie II wojny światowej w pobliżu miejscowości Krościenko Wyżne dotarły do mnie już około 20 lat temu. Przez ten czas intuicyjnie zbierałem i gromadziłem wszelkie informacje o tym wypadku. Upływ czasu zrobił jednak swoje, wokół zdarzenia narosło wiele mitów, które trudno było oddzielić od faktów.

Wszystko to, co wysłuchałem, miało jednak część wspólną, w katastrofie zginął rumuński lotnik.

Pochodził z kraju, który był najlepszym sojusznikiem państwa polskiego w okresie 20-lecia międzywojennego. Kraju, z którym mieliśmy wspólną granicę i optymalne stosunki polityczne, gospodarcze i wojskowe. To dlatego, w kierunku Rumunii, we wrześniu 1939 r. wycofywały się pod naporem Wehrmachtu polskie jednostki, aby móc zająć nowe pozycje obronne na tzw. przedmościu rumuńskim. To do rumuńskich portów miały trafić zakupione w 1939 r. w Anglii i Francji samoloty dla naszego wojska, aby móc dalej prowadzić wojnę obronną przeciw niemieckiemu agresorowi. Haniebna inwazja sowietów 17 września 1939 r. wszystko zniweczyła. Rumunia, na ile tylko mogła starała się nam dalej pomagać. Kraj ten stał się głównym kierunkiem ewakuacji polskiego lotnictwa wojskowego. Tą drogą ewakuował się polski rząd, tędy udało się szczęśliwie ewakuować do Kanady polskie złoto. Dla dziesiątków tysięcy naszych żołnierzy i cywilnych uciekinierów przekroczenie tamtej granicy było ratunkiem przed niechybną śmiercią. Rumunia przy tym wiele ryzykowała, sojusz dwóch najbardziej zbrodniczych państw w historii świata, stalinowskiej Rosji i hitlerowskich Niemiec jej samej zagrażał. Tak dobre relacje z Rumunią były niewątpliwie zasługą Jana Kowalewskiego, attache wojskowego w Bukareszcie, genialnego kryptologa, który w czasie wojny polsko-bolszewickiej złamał sowieckie szyfry, przyczyniając się jak, mało kto do triumfu polskiego oręża w bitwie warszawskiej.

To wszystko, a także 2 fotografie, otrzymane od przyjaciół, znających moje zainteresowania, stały się impulsem do podjęcia działań mających na celu odkrycie tajemnic katastrofy JU-87.

Jedna przedstawiała rumuńskiego lotnika, w obręczy przyrządu do ćwiczeń, na tle zabudowań koszarowych lotniska w Krośnie, zdjęcie poniżej:

Na drugiej zaś żołnierzy rumuńskich przy drewnianym pomniku, z widoczną tablicą nagrobną z napisem w języku rumuńskim, zdjęcie poniżej:

Wynikało z niej, że pochowany rumuński żołnierz to sierżant sztabowy (adjutant stagiar) i że był pilotem (aviator). Pod datami urodzenia i śmierci znalazła się informacja, że spoczywa w tym miejscu razem ze swoim samolotem.

Krzyż ten mocno utkwił w pamięci mieszkańców Krościenka, z którymi rozmawiałem o katastrofie, dobrze go zapamiętali. Skojarzenia były oczywiste, dysponowałem mocnym dowodem, potwierdzającym całą moją wiedzę dotycząca katastrofy Ju-87. Co najważniejsze napis stanowił wiarygodne źródło informacji o rumuńskim pilocie, który zginął w lutym 1944 r. w pobliżu lotniska „Iwonicz”, na terenie należącym do Krościenka Wyżnego.

Należało tylko działać. Przygotowanie i przeprowadzenie akcji wydobycia zajęło mi około półtora miesiąca.

Nie było to łatwe, choćby dlatego, że na organizatorze spoczywało uzyskanie łącznie ponad 20 różnorakich pozwoleń, decyzji i uzgodnień od instytucji, urzędów, firm i osób fizycznych.

Pierwsza próba odnalezienia samolotu, podjęta wspólnie z ekipą TVP Historia była nieudana. Samolotu, który, jak mi wydawało „ jest na talerzu” nie udało się odnaleźć. Upływ czasu zrobił swoje - zatarł ludzką pamięć, reszty dopełniła przyroda.

To początkowe niepowodzenie uruchomiło jednak cały mój potencjał, mobilizując do działań. Sekundował mi w tym mocno Tomasz Czarnowski, mieszkaniec Krościenka Wyżnego.

W międzyczasie, dzięki Panu Adamowi Pelczarowi z Krościenka, współwłaścicielowi działki na której trwały poszukiwania samolotu, dotarłem do kolejnego, bezpośredniego świadka, którym okazał się Jego sąsiad. I to właśnie on, pan Jan Żywiec, przekazał mi wiele cennych informacji dotyczących katastrofy. Nie ukrywał przy tym swojego zdziwienia, że nie udało się nam odnaleźć samolotu w miejscu poszukiwań. Z Jego inicjatywy nawiązałem kontakt z Feliksem Szmydem, który zaowocował kontaktem z Franciszkiem, Jego starszym bratem. Pan prof. Franciszek Szmyd z Warszawy, były mieszkaniec Krościenka zasugerował mi aby poszukiwania miejsca upadku Ju-87, przesunąć na północ, bliżej znajdującej się tam drogi.

Drugie podejście, tym razem przy wsparciu Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Krośnie i jej zespołu pod kierownictwem dr inż. Bernadety Rajchel było skuteczne. W odległości zaledwie około 15 m, od miejsca wcześniej przeszukiwanego georadar zasygnalizował duże anomalia. Na podstawie badań terenowych opracowano następnie analizę pomiarów, która precyzyjnie określała obszar i głębokość zalegania szczątków samolotu.

Kolejne trzy tygodnie, to intensywne i wielokierunkowe przygotowania. Planowanie dalszych działań było możliwe tylko w przypadku sprzyjającej pogody. Pomimo późnej jesieni aura wyjątkowo nam sprzyjała, pierwszy tydzień listopada był okresem bez opadów.

Prace rozpoczęliśmy 5 listopada, pod kierownictwem dr Wojciecha Pasterkiewicza, archeologa posiadającego stosowne uprawnienia. Na bieżąco były one dokumentowane przy użyciu metod stosowanych w trakcie badań archeologicznych.

Każdego dnia w prace zaangażowany był co najmniej 10 osobowy zespół, wsparty koparką (w pierwszym dniu małą i dodatkowo ładowarką, w drugim średnią, w ostatnim ciężką, gąsienicową).

Od razu natrafiliśmy na zniszczone fragmenty Ju-87. Ale dopiero w trzecim dniu, tj. 7 listopada, ze zniszczonej kabiny, wbitej na głębokość ponad 4 m udało się wydobyć szczątki ludzkie pilota. Znaleziono również zegarek, którego wskazówki odcisnęły na tarczy godzinę 11:28, prawdopodobną godzinę śmierci pilota.

Emocje, jakie temu towarzyszyły najlepiej wyraża ten artykuł.

A tutaj, linki do filmów z przebiegu prac:

Kilka dni później Ambasada Rumunii w Warszawie, przekazała mi następujące informacje:

„Ponieważ w 1940 r. Rumunia przystąpiła do Osi, otrzymała uzbrojenie z Niemiec, były to bombowce bombardujące Junkers JU-87 i samoloty szturmowe Henschel Hs-129. Miejscem szkolenia pilotów rumuńskich na obu typach samolotów z instruktorami niemieckimi było lotnisko w Krośnie – Polska.
Samolot odkryty na terenie byłego poligonu do ćwiczeń to Junkers Ju-87D3 Wek Nr 110757, mający 161,03 godzin lotu oraz 226 lądowań od chwili oddania do użytku, pilotowany przez sierżanta sztabowego Ioana Clopa, który wykonywał ćwiczenie bombardowania z nurkowaniem. Z nieznanego powodu wszedł w cel z załączoną bombą.
Sierżant sztabowy Clop N. Ioan skończył Szkołę Lotniczą i dostał dyplom Pilota Wojskowego 20 sierpnia 1943, dyplom nr 2701. Należał do Flotyli 3 Bombowej Grupa 3 Stuka”.

Do informacji dołączono zdjęcia krzyża postawionego w miejscu katastrofy JU-87 Stuka pilotowanego przez Ioana Clopa, poniżej:

Wg mnie, zbieżność tych informacji uzyskanych w kraju i za granica, jest wystarczająca aby ustalenia dotyczące personaliów rumuńskiego pilota uznać za potwierdzone.

Dzięki zaangażowaniu Ambasady Rumunii w Warszawie bardzo szybko udało się odnaleźć krewnego Iona Clopa, pana w podeszłym już wieku. Od niego uzyskano też informację, że siostra pilota zmarła około 2 lat temu. Zgodnie z życzeniem krewnego, znaleziony zegarek miał zostać mu przekazany, co też nastąpiło poprzez rumuńską ambasadę.

W dniu 14 listopada 2015 r. odbył się pochówek rumuńskiego lotnika na cmentarzu wojennym w Dukli. W ostatniej drodze Ioana Clopa towarzyszyli mu m. in. pasjonaci historii skupieni wokół Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie, delegacja Ambasady Rumunii w Polsce z attache wojskowym płk Romeo Tăbîrcă, przedstawiciel Wojewody Podkarpackiego Pani Barbara Uliasz, delegacja Gminy Dukla z Panem Burmistrzem Andrzejem Bytnarem, delegacja Komendy Miejskiej Policji w Krośnie z inspektorem mgr Adamem Pietrzkiewiczem, strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Krościenku Wyżnym oraz członkowie Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego „ Galicja".

Pochówek celebrował kapelan 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa ksiądz por. Łukasz Hubacz.

Więcej o pochówku znajdziesz tu: Dukla. Pochowano szczątki rumuńskiego pilota Ioan Clop

Byłem inicjatorem i organizatorem tego przedsięwzięcia. Ale nigdy nie udałoby mi się tego zrealizować gdyby nie wsparcie, jakiego mi udzieliliście.

Z tego miejsca składam serdeczne podziękowanie, a w szczególności:

  • pani Małgorzacie Chomycz-Śmigielskiej Wojewodzie Podkarpackiemu;
  • panu Wojciechowi Pasterkiewiczowi, archeologowi z Łęk Dukielskich;
  • panu Franciszkowi Tereszkiewiczowi, kanclerzowi Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Krośnie;
  • pani Bernadecie Rajchel, kierownikowi Zakładu Inżynierii Środowiska w PWSZ w Krośnie;
  • panu Markowi Gransickiemu, architektowi-wykładowcy z PWSZ w Krośnie;
  • panu Tomaszowi Czarnowskiemu z Krościenka Wyżnego i Jego synom;
  • panu Wojciechowi Węgrzynowi z Łęk Dukielskich;
  • panu Andrzejowi Zygarowi Prezesowi Zarządu Rejonu Budowy Dróg i Mostów sp. z o.o. w Krośnie;
  • panom Kazimierzowi i Eugeniuszowi Pelczarowi, właścicielom spółki PELMET z Krościenka Wyżnego;
  • państwu Urszuli i Markowi Bik z Ustrobnej, właścicielom restauracji „Oberża” w Krośnie;
  • księdzu Łukaszowi Hubaczowi, kapelanowi 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa;
  • panu inspektorowi Adamowi Pietrzkiewiczowi, komendantowi Miejskiej Policji w Krośnie;
  • panu Andrzejowi Bytnarowi, burmistrzowi Gminy Dukla;
  • panu Januszowi Kubitowi, pasjonatowi historii lotnictwa z Krosna;
  • pani Barbarze Uliasz z Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie;
  • panu Robertowi Płodzieniowi z Żarnowca;
  • panu Janowi Żywcowi z Krościenka Wyżnego;
  • panu Wojciechowi Żurkiewiczowi ze Zręcina;
  • panom Arturowi Hejnarowi z Krosna, Krzysztofowi Wierdakowi ze Świerzowej, Piotrowi Bekowi z Krosno, członkom Stowarzyszenia Eksploracyjnego „Galicja”;
  • panom Pawłowi Zajdlowi z Krościenka i Piotrowi Kubitowi z Krosna członkom Forum „Eksploracja Galicja";
  • panom Adamowi Sikorskiemu, Robertowi Kmieciowi i pozostałym członkom ekipy filmowej TVP-Historia;
  • panu Zbigniewowi Liputowi, naczelnikowi OSP w Krościenku Wyżnym i strażakom uczestniczącym w akcji;
  • panu Stanisławowi Ciupie, właścicielowi Zakładu Pogrzebowego „Orkus” z Dukli;
  • panu Marianowi Wszołkowi - kierownikowi biura OR PCK w Krośnie;
  • pani Ewie Szybienieckiej, Dyrektorowi Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krośnie;
  • panu Łukaszowi Dzikowi, Kierownikowi Delegatury w Krośnie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków;
  • panu Andrzejowi Maziarzowi ze Starostwa Powiatowego w Krośnie;
  • panu Tomaszowi Gołębiowskiemu z Poznania;
  • panu Witoldowi Łokajowi z Krosna;
  • panu Adamowi Pańczukowi ze Zręcina;
  • panu Janowi Kuźnarowi z Krościenka Wyżnego;
  • panu Jerzemu Jagiele z Krosna;
  • panu Bartłomiejowi Kościelniakowi z Krosna;
  • panu Maciejowi Januszczakowi z Ustrzyk Dolnych;
  • państwu Krystynie i Romanowi Pyzia z Krościenka Wyżnego;
  • panu Adamowi Pelczarowi z Krościenka Wyżnego;
  • panom Bogdanowi i Robertowi Kmonk z Krościenka Wyżnego;
  • panu st. chor. sztab Ryszardowi Baranowi z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa;
  • panom operatorom koparek, i właścicielom firm z których pochodził ten sprzęt;
  • moim wspólnikom z Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie a także wszystkim innym, którzy udzielili mi wsparcia.

Wydobycie JU-87 - krok po kroku, na zdjęciach autorstwa Tomasza Gołębiowskiego:

Opracował: Lesław Wilk

27.10.2015

Sierżant Władysław Kordyś lotnik 300 Dywizjonu Bombowego Ziemi Mazowieckiej.

Od zakończenia II wojny światowej minęło 70 lat, a wciąż odkrywamy nowe fakty i niezwykłe postacie. Dotyczy to również naszych rodzinnych stron i ich mieszkańców. Łęczanin, Władysław Kordyś był żołnierzem-lotnikiem. Jego losy do samego końca splotły się z tragiczną, II-wojenną historią Polski i zasługują na bliższe poznanie. Stało się to możliwe dzięki unikalnym zdjęciom, na które natrafiłem działając w Kole Miłośników Historii Łęk Dukielskich, zachowanych w zbiorach rodzinnych u Jego siostrzenic. Zdjęcia te nadeszły z Anglii, już po wojnie, wraz z oficjalnym zawiadomieniem o Jego śmierci. Czas, w jakim to nastąpiło, nie sprzyjał poszukiwaniom informacji, stąd wiedza w rodzinie o losach Władysława po dniu 1 września 1939 r. była raczej śladowa. Na początku wydawało mi się, że część zdjęć, na których nie ma postaci Władysława Kordysia, znalazła się zupełnie przypadkowo w pakiecie, bez związku z bohaterem. Dopiero dokumenty Władysława Kordysia z brytyjskiego archiwum RAF-u, umożliwiły mi połączyć je w jeden chronologiczny łańcuch ukazujący wojenne losy naszego bohatera.

Postać sierżanta Władysława Kordysia, lotnika 300 Dywizjonu Bombowego zaprezentowałem w imieniu Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w ramach “Forum Krośnieńskiego” i cyklu “Idee dla Karpat”, odbytego w auli PWSZ w Krośnie w dniu 27.10.2015 r.

Współorganizatorem spotkania było Stowarzyszenie Idea Carpathia, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Krośnie oraz Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 “Mechanik” w Krośnie. Przedstawiciele szkół w ciekawych prezentacjach przybliżyli temat odradzającego się szkolenia lotniczego w Krośnie.

Więcej informacji o sierżancie lotniku Władysławie Kordysiu, odznaczonym trzykrotnie Krzyżem Walecznych, można znaleźć tutaj: www.polishairforce.pl/kordys.html



Opracował: Lesław Wilk

21.09.2015

Ogólnopolska Konferencja Muzeów Prywatnych

W dniach 19-20 września 2015 r. w Ossowie odbyła się Pierwsza Ogólnopolska Konferencja Muzeów Prywatnych. Jednym z jej celów było wskazanie problemów właścicieli drugiego co do wielkości sektora muzealnego w kraju. Omówiono także możliwości działania prywatnych muzeów w aktualnym otoczeniu prawnym. Ważnym punktem programu stało się zawiązanie Stowarzyszenia Polskich Muzealników Prywatnych oraz wybór jego władz. Organizatorzy Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych są członkami-założycielami nowo powstałego Stowarzyszenia. Dopełnieniem konferencji było zwiedzanie miejsc w Ossowie upamiętniających Bitwę Warszawską 1920 r. Gośćmi konferencji byli m.in. dr hab. Piotr Majewski – Dyrektor Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów oraz dr Piotr Szpanowski – Z-ca Dyrektora Departamentu Dziedzictwa Kulturowego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


Opracował: Lesław Wilk – członek zarządu Stowarzyszenia Polskich Muzealników Prywatnych

01.03.2015

Warta Honorowa

W Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych z inicjatywy naszej placówki została zaciągnięta kolejna warta honorowa. Tym razem stanęliśmy przy tablicy upamiętniającej ofiary terroru komunistycznego. Tablica znajduje się na budynku byłego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Portiusa w Krośnie.

Wartę zaciągnęli rekonstruktorzy: żołnierz LWP, komandos PSZ na zachodzie, żołnierz współczesnego WP oraz żołnierz wyklęty. Warta trwała ponad 7 godzin.


Opracował: Piotr Kiełtyka

17.02.2015

Odwiedziny

Mamy to szczęście, że odwiedzają nas niezwykli ludzie. Niewątpliwie takim jest Pan Konrad Sikora, autor poematu „Dolina śmierci”. Dzieło jest bezsprzecznie wyjątkowe, posiada cechy eposu antycznego, a swoistym bóstwem jest śmierć, zbierająca krwawe żniwo na obszarze między Krosnem a Preszowem w okresie od 8 września do 30 października 1944 r. Utwór nie jest pochwałą wojny, a dokonana przez autora jej ocena jest zwięzła i jednoznaczna:

„Wojna jest pustym w efekcie rzemiosłem
Które jest trudne i ciągle zbyteczne
Wojna jest gniewem w psychice narosłym
I rozwiązaniem, co nie jest koniecznym”

Czy można się z tym nie zgodzić, zwłaszcza w kontekście aktualnych wydarzeń za naszą wschodnią granicą? Wszystkim zainteresowanym polecamy „Dolinę śmierci” autorstwa Pana Konrada Sikory, a Jemu samemu życzymy dużo zdrowia i dalszych sukcesów osobistych.


Opracował: Leszek Wilk

19.01.2015

Nowe eksponaty

W bm. wystawę „Wrzesień 1939” powiększyliśmy o kilka niezwykłych eksponatów. A wśród nich szczególnie ciekawym jest regulaminowa czapka Związku Rezerwistów II RP. Pomimo wielu tak trudnych lat, jakimi dla polskich symboli były okupacje niemiecka i sowiecka, czapka jest kompletna i w dobrym stanie zachowania. Te czasy jednak sprawiły, że pozostaje ona wyjątkowo rzadkim przedmiotem, jednym z nielicznych lub wręcz jedynym zachowanym egzemplarzem w zbiorach muzealnych w naszym kraju. Dlatego też, jej widok w naszych zbiorach, tak cieszy zarówno nas, jak i zwiedzających.

Na uwagę zasługuje także legitymacja członkowska Związku Obrońców Podkarpacia. Jest ona opatrzona logiem o symbolice tak mocno charakteryzującej nasz region – orzeł w koronie na tle szybu naftowego oraz skrzyżowane karabiny. Posiadacz takiej legitymacji, był członkiem organizacji kombatanckiej, który mógł nosić mundur rezerwy. Umundurowanie takie wprowadzono po raz pierwszy w Polsce, w 1931 r., stąd występowało, jako wz.- 31. Składało się z bluzy mundurowej, spodni bryczesów, butów typu oficerki, pasa głównego i koalicyjki. Nakrycie głowy stanowiła widoczna na zdjęciach i opisana wyżej czapka. Dziękujemy pracownikom Muzeum Podkarpackiego w Krośnie za udzieloną nam pomoc przy pracach konserwatorskich, a także tym osobom dzięki którym możemy te przedmioty podziwiać w naszej ekspozycji.


Opracowali: Organizatorzy

17.11.2014

Muzeum Historyczne – Pałac w Dukli otwarcie wystawy „W 100. Rocznicę Wybuchu I Wojny Światowej”.

W dniu 15 listopada 2014 roku nastąpiło otwarcie wystawy którą będzie można oglądać do końca stycznia 2015 roku. Wystawa prezentuje łącznie kilkaset przedmiotów związanych z 1-o wojennymi zmaganiami w znacznej mierze w kontekście regionalnym. Polecamy zważywszy,że mieliśmy przyjemność współuczestniczenia w tym przedsięwzięciu udostępniając część swoich zbiorów.



Opracowali: Dorota i Piotr Kiełtyka

01.11.2014

1 XI 2014 – Warta Honorowa na kwaterach Żołnierzy Polskiego Września.

W dniu 1 XI 2014 z inicjatywy naszego muzeum została zaciągnięta Warta Honorowa przy grobach Żołnierzy Polskiego Września na Cmentarzu Komunalnym w Krośnie. W warcie uczestniczyli żołnierze – rekonstruktorzy z Krosna i okolic. Różnica wieku pomiędzy najstarszym i najmłodszym żołnierzem wyniosła 49 lat. Przy grobach stanęli: żołnierz Ludowego Wojska Polskiego; komandos Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie; żołnierz Powstania Warszawskiego; Żołnierz Wyklęty oraz zwiadowca współczesnego Wojska Polskiego.

Wartę trzymaliśmy od godz.10 do godz.16 a na koniec wszyscy uczestnicy oddali honory poległym Żołnierzom Polskiego Września 1939 roku.



Opracował: Piotr Kiełtyka

09.10.2014

Odwiedził nas kolejny kombatant wojenny.

W dniu 09.10.br. zwiedził naszą placówkę jeden z ostatnich żyjących żołnierzy Świętokrzyskiej Brygady Narodowych Sił Zbrojnych. Był to drugi kombatant który skorzystał z przywileju zwiedzania bezpłatnego. Pierwszym był żołnierz II Armii LWP Pan Kruszelnicki który odwiedził nas kilka miesięcy temu, jednakże ze względu na wzruszenie jakie wywołało u niego zwiedzanie naszej ekspozycji nie dokonał on wpisu do księgi gości.

Po zwiedzeniu muzeum Pan Henryk wpisał się do księgi gości upamiętniając tym swój pobyt:


Jedne czasy mijają – drugie następują, ale kiedy ludzie zapominają o tym co było, niech się strzegą gdyż nie znając prawdy historycznej stają się bezsilni by zapobiec temu złu które może znowu się powtórzyć.

Henryk Atemborski
były żołnierz NSZ z Brygady Świętokrzyskiej

Notka biograficzna o Panu Henryku Atemborskim.

Urodził się 10.04.1928 r. w Łodzi, w rodzinie o silnych tradycjach patriotycznych i wojskowych. W okresie wojny przesiedlony wraz z rodziną w świętokrzyskie. Jako nastolatek podkradał Niemcom amunicje i granaty zanim jeszcze wstąpił do partyzantki. Jego siostra działała w Armii Krajowej, ale nie chciała wprowadzić młodego Henryka do oddziału ze względu na młody wiek. Dlatego związał się z partyzantką ziemi kieleckiej w szeregach Brygady Świętokrzyskiej NSZ pod pseudonimem „Pancerny”. Po wojnie aresztowany, a następnie prześladowany. Od 1954 r. rozpoczął działalność społeczną w dziedzinie sportu i turystyki. Posiada wiele odznaczeń. Polskę zjeździł wzdłuż i wszerz, na rowerze. W dniach 05.05.2002 – 22.04.2003 odbył samotną podróż rowerową dookoła Europy. Zwiedził: Hiszpanię, Francję, Turcję, Grecję, Litwę, Łotwę, Estonię, Węgry, Słowację, Niemcy, Holandię, Finlandię, Norwegię, Szwecję, Danię, Anglię.


Opracował: Piotr Kiełtyka

23.06.2014

To już ponad dziesięć lat gdy nas odwiedzacie. Dziękujemy. Poniżej prezentujemy, fragmenty lub całe wpisy, najbardziej charakterystyczne i wymowne z naszej KSIĘGI GOŚĆI, z tego okresu.
Organizatorzy.

księga gości

03.05.04r.

Życiowa pasja nabrała realnych kształtów. Jesteśmy zachwyceni rozmachem przedsięwzięcia. Monopol państwa został przełamany, i to też jest wielki powód do dumy. Życzymy powodzenia w realizacji dalszych planów i wielu gości, dla których odwiedziny w tym niepowtarzalnym miejscu będą inspiracją do poznawania prawdziwej historii. Bo jak mawiał Józef Mackiewicz „Jedynie prawda jest ciekawa”.

Krzysztof, Ewa, Karol

10.05.04r.

To jest historia ludzi, ziemi i świata, każdy eksponat, to ludzkie istnienie – powinno to dać nam współczesnym ludziom do myślenia, aby nigdy to się nie powtórzyło. Wielki podziw dla właścicieli muzeum, ile godzin, dni i lat poświęcili aby przybliżyć nam historie wojen,w swój ludzki i zarazem historyczny sposób.

Jerzy

 

Naprawdę magiczne miejsce. Polecam!

Wioletta

09.11.06r.

Fantastyczne miejsce, pełne pamięci i woli walki, nastrajające optymistycznie, że istnieją jeszcze tacy co gromadzą pozostałości by pokazać pamięć o minionych czasach. Dziękuje.

Wiesław

15.09.07r.

Obyśmy potrafili czytać historię!! To miejsce w tym pomaga!!

Rafał

02.06.09r.

Najwymowniejsze muzeum w jakim kiedykolwiek byłem...

Tomasz

03.09.10r

Wojna jest straszna ale pamięć po tych ludziach co zginęli często nie z własnej woli dzięki organizatorom daje nam szanse tych osób nie zapomnieć. Za co dziękuje.

Rafał

23.11.13r.

Niesamowite wrażenia, czuć ducha historii, ogromne podziękowania dla osób, które stworzyły to miejsce.

Wiesław i Katarzyna

24.11.13r.

Bardzo dziękujemy. Muzeum jest przepiękne unikalne zbiory i przypomina mi II wojnę którą przeżyłem.

Władysław z rodziną

24.11.13r.

Warto przyjść, zobaczyć i dowiedzieć się o historii i zastanowić się nad własnym życiem. Kiedyś tu wrócę.

Paweł

28.11.13r.

Co to znaczy – pasjonaci!!! Gratulacje za niezwykłe podejście do tematu wojny! - Tak trzymać!

Wędrowiec

06.12.13r.

Pasja kształtuje człowieka”.Bardzo dziękujemy za opowiedzenie historii naszego miasta.

Kinga i Konrad

13.12.13r.

Gratulujemy pomysłu. Dzięki w imieniu młodych i „starych”.

Dziadki z rodziną

05.01.14r.

Bardzo piękne prywatne muzeum i jest co podziwiać. Robi pozytywne wrażenie, że można coś zrobić w Krośnie.

Roman

 

„Niech groby poległych będą dobrym przykładem w wołaniu o pokój...”

 

28.02.14r.

Wzruszająca podróż w głąb historii.

 

15.03.14r.

Bardzo ogromne podziękowania za ciekawe opowieści i cierpliwość w stosunku do dzieci.

Iza , Tobiasz , Nataniel , Julia

22.04.14r.

W murach tego muzeum drzemie kawał historii godnej polecenia.

Irek, Tomek, Maciej

12.04.2014

W numerze 13 tygodnika "Najwyższy Czas" został opublikowany wywiad z Lesławem Wilkiem pod tytułem "Jak sobie radzi prywatne muzeum".

17.02.2014

Spotkanie szkoleniowe

W dniu 4 marca br. o godz. 17:00 organizujemy wspólnie z Zarządem Koła Przewodników Turystycznych przy Oddziale PTTK w Krośnie spotkanie szkoleniowe, połączone ze zwiedzaniem muzeum dla członków Koła. Spotkanie ma charakter zamknięty.

10.12.2013

Media o nas

28.11.2013

Wernisaż książki „Hitlerowski obóz pracy przymusowej w Szebniach”.

W dniu 27 listopada 2013 r. odbył się w Domu Ludowym w Szebniach wernisaż książki Pani Zofii Macek „Hitlerowski obóz pracy przymusowej w Szebniach”, na który zostaliśmy zaproszeni. Zbieranie materiałów do książki i ich opracowanie zajęło blisko 50 lat, o czym dowiedzieliśmy się od autorki. W swej pracy wykorzystała wspomnienia byłych więźniów Polaków i Żydów, świadków mordu dokonanego na więźniach obozu w lesie w Dobrucowej, materiały zgromadzone w archiwum IPN w Rzeszowie oraz materiały i informacje pochodzące z wielu innych źródeł. Jak sama wspomina „jednym z impulsów mobilizujących mnie do pisania tego opracowania, były sądy i opinie bardzo bolesne i niesprawiedliwe, a często fałszowane, kierowane przez współczesnych „badaczy” dziejów obozu w Szebniach w stosunku do społeczności szebniańskiej i okolicznej, jako by nie udzielali żadnej pomocy więźniom obozu w Szebniach”. Znając Panią Zofię, jako osobę uczciwą, która już nieraz  wykazała rzetelność historyczną możemy wszystkim śmiało polecić lekturę tej 300­stronicowej książki. Zwłaszcza, że na jej okładce znajduje się zdjęcie tablicy znad bramy głównej obozu pracy przymusowej w Szebniach, której oryginał można obejrzeć w naszej  placówce.

Opracował: Lesław Wilk i Piotr Kiełtyka

11.11.2013

W dniu 11 listopada 2013 r. odbył się wernisaż Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie. Uroczystość miała charakter zamknięty i stała się zbieżna z 95. rocznicą odzyskania niepodległości oraz 75. rocznicą powstania Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Krośnie.

Program imprezy nawiązując do tych doniosłych wydarzeń zawierał krótki koncert muzyki patriotycznej Pana Leszka Habrata oraz pokaz rekonstrukcji historycznej w wykonaniu GRH Gorlice 1915.

Uroczystość wspierali rekonstruktorzy – funkcyjni w umundurowaniu Wojska Polskiego, z okresu I-ej i II-ej wojny światowej.

Przebieg wernisażu na zdjęciach autorstwa Roberta Kubita.


Opracował: Lesław Wilk i Piotr Kiełtyka

12.10.2013

Planowany termin otwarcia Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie to dzień 11 listopada 2013r. Wernisaż będzie miał charatker zamknięty. Zaproszenia zostaną wysłane w formie listownej. Wszystkich innych zapraszamy do zwiedzania muzeum od dnia 19 listopada 2013.

10.10.2013

Z satysfakcją informuję, że udało się zakończyć pierwszy etap trwającego blisko 13 lat projektu, którego celem była rekonstrukcja i udostępnienie dla zwiedzających niemieckiego pojazdu półgąsienicowego „Kettenkrad”, Typ HK-101. W tej fazie projekt zakładał odtworzenie statycznego pojazdu o możliwie największym ukompletowaniu, co udało się zrealizować w dość znacznym stopniu. Zaznaczam przy tym, że egzemplarz ten jest jedynym tego typu pojazdem w polskich zbiorach muzealnych prezentowanym na wystwie stałej.

Ów zaprojektowany w firmie NSU środek transportu, był najmniejszym na świecie pojazdem półgąsienicowym. W okresie od końca 1939 roku do początków 1945 roku wyprodukowano łącznie 7817 egzemplarzy. Oznaczony, jako „SD.KFZ.2” i przeznaczony w charakterze lekkiego ciągnika dla wojsk powietrzno-desantowych, w praktyce używany był we wszystkich rodzajach wojsk niemieckich. Ten niewielki pojazd (długość 3 m; szerokość 1 m; wysokość 1,2 m) cechował się niezwykłą elastycznością eksploatacyjną, z jednej strony mógł osiągnąć na drogach utwardzonych prędkość 70 km/h, a z drugiej charakteryzował się doskonałymi właściwościami terenowymi. Obciążony 325 kg ładunku potrafił holować przyczepę lub działko o masie całkowitej do 425 kg.

Prezentowany w ekspozycji muzealnej pojazd został odnaleziony w roku 2000, co zapoczątkowało długi cykl odbudowy. Ukończenie tych prac nie byłoby możliwe bez wsparcia i zaangażowania licznej grupy pasjonatów, którym składamy serdeczne podziękowania. W szczególności dziękujemy Panu Sebastianowi K. oraz Panu Konradowi W. bez których projekt nie miałby szans na powstanie i realizację.

Przy okazji zwracamy się także do wszystkich pasjonatów historii o wsparcie naszego projektu ewentualnie posiadanymi częściami i podzespołami tego pojazdu, bez względu na stan ich zachowania.

Opracował: Piotr Kiełtyka