Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie

Aktualności

25.06.2021

Dzwon, który wzbudził pamięć

Zazwyczaj to serce dzwonu pobudzało go do wydawania dźwięków. Asystował on człowiekowi już od zmierzchłych czasów, w różnych momentach jego życia. Alarmował w stanach zagrożenia, brzmiał w chwilach triumfu. W liturgii chrześcijańskiej symbolizował instrument wydający święte dźwięki. Wybijał czas modlitwy Anioł Pański, zwoływał wierzących na nabożeństwa, towarzyszył w procesjach Bożego Ciała, a także w uroczystościach weselnych i pogrzebowych. Po blisko 80 latach od ukrycia, podczas akcji poszukiwawczej zorganizowanej przez Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie dzwon został odnaleziony na Pustelni Świętego Jana z Dukli, na Górze Zaśpit w Trzcianie, w Gminie Dukla. Odkrycie dzwonu było możliwe dzięki zachowanym w pamięci Stanisława Barana z Lipowicy wydarzeniom z jego dziecinnych lat, z początku lat 50. ubiegłego wieku.

  • zdjęcie akcji w Pustelni św. Jana
  • Krótka relacja z wydobycia dzwonu z ziemnego schowka.

    Czasem odkrytemu przedmiotowi towarzyszą inne, zaskakujące odkrycia. W tym przypadku, inicjator akcji poszukiwawczej ujawnił m. in. absolutnie nieznaną, tragiczną historię zakonnika, który ukrył dzwon przed niemiecką rekwizycją. Z mroku zapomnienia, dopiero teraz wyszedł na światło dzienne heroizm brata Pawła. Ten samotny z wyboru Bernardyn stanął naprzeciwko złu, które kierowało wyznawcami „brunatnej”, a później „czerwonej” ideologii. Osobników, z którymi przyszło mu mieć do czynienie łączyło tak wiele podobieństw, że nie mieli większych problemów ze swoim zwichrowanym światopoglądem w przypadku konieczności dokonania zmian w osobistej sytuacji życiowej lub zawodowej. Ich działania doprowadziły jednak brata Pawła (Józefa Ubasa) do utraty zdrowia i życia. Więcej o tym możesz przeczytać "Tutaj".

Opracował: Lesław Wilk

22.02.2021

Nowa atrakcja turystyczna - muzeum w Jaśliskach.

Osoby z pokolenia naszych rodziców lub dziadków wspominają czasy, kiedy to w lutym siarczyste mrozy rozsadzały pnie drzew, a ze szczytów zasp śnieżnych można było z łatwością sięgnąć przewodów napowietrznych linii energetycznych. Tegoroczna zima może nie jest, aż tak sroga, ale w stosunku do tych z ostatnich lat z całą pewnością jest bardziej mroźna i śnieżna. Pomimo, że aura ciągle nie rozpieszcza, to upływające w kalendarzu miesiące już wieszczą jej niedługi koniec. Te, wspominane zimy w sposób naturalny skutkowały ograniczeniem przemieszczania się i bezpośrednich kontaktów międzyludzkich. Obecnie pojawiają się one już tylko incydentalnie. O wiele bardziej dokuczają wszystkim ograniczenia epidemiologiczne, w których przyszło nam funkcjonować od prawie roku. Nie wszystko udaje się załatwić w drodze zdalnych kontaktów, media też nie wypełniają narastającego deficytu normalności. Może jednak te okoliczności wyzwolą nowe spojrzenie na świat i ujawnią dotychczas słabo uświadomione potrzeby. Może z tej nowej perspektywy, właśnie teraz najlepiej jest zaplanować swoje najbliższe wakacje i czas urlopowy. W wyborze miejsc, gdzie będzie można odrobić te zaległości i optymalnie spędzić czas najlepiej zaufać zdrowemu rozsądkowi. A ten ponad wszelką wątpliwość podpowie, że tam, gdzie gwarantem zdrowego odpoczynku będzie prawie pierwotna przyroda. Dlatego, że na jej łonie najłatwiej będzie odzyskać świeżość i powrócić do dawnej formy. Takim bezcennym walorem dysponuje Podkarpacie, jedna z najurokliwszych polskich krain. Na „mapie drogowej” atrakcji tego regionu jest wiele ciekawych miejsc. W czasie wojaży po Podkarpaciu mocno zachęcam, rzecz jasna, do odwiedzenia Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie, ale równie gorąco polecam nową placówkę muzealną, która pojawiła się od niedawna – „Muzeum Regionalne Kuźnia Tradycji - Tak się dawniej żyło w Jaśliskach”.
Więcej o tym muzeum możesz przeczytać tutaj.

Opracował: Lesław Wilk

03.02.2021

Suknia ze spadochronu.

W ekspozycji muzealnej wyraża historię wojennej miłości ze szczęśliwym zakończeniem. Jest także symbolem triumfu dwojga młodych ludzi, dziewczyny i chłopaka z podkarpackiej Lubli, nad przeciwnościami losu, jakie zgotowały ich pokoleniu zbrodnicze ideologie wywodzące się z Niemiec i Sowieckiej Rosji.

Suknię uszyła dla siebie przyszła panna młoda w czasie okupacji sowieckiej, z materiału pozyskanego z czaszy spadochronowej zasobnika zrzutowego, który alianckie lotnictwo dostarczyło w ramach zrzutów dla Armii Krajowej, która, walczyła wtedy na tej ziemi z okupantem niemieckim. Materiał z którego ona powstawała pochłonął zapewne niejedną łzę krawcowej. Szyła ją bowiem w oczekiwaniu na narzeczonego, żołnierza Armii Krajowej, którego aresztowano po przejściu frontu i po ciężkim śledztwie w krakowskiej katowni NKWD i UB na Montelupich skazano na wieloletnie więzienie. Szczęśliwie dla nich, komunistyczna amnestia skróciła skazanemu ten pobyt. W 1948 r. młodzi wzięli ślub kościelny. Pani młoda musiała prezentować się olśniewająco w swojej sukni. Niestety, ale nie zachowały się z ich uroczystości żadne zdjęcia.

Minęły lata, a suknia ciągle wzbudza żywe emocje. Zwłaszcza u tych zwiedzających, których podobny akt może w nieodległej przyszłości osobiście dotyczyć. Takiej drugiej sukni, z podobną proweniencją, nie ma w polskich zbiorach muzealnych. To zrozumiały powód szczególnego zainteresowania tym eksponatem dr Anny Straszewskiej z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk, wyrazem czego był artykuł opublikowany w Strzyżowskim Roczniku Muzealnym, z którego można dowiedzieć się więcej o samej sukni, jak i kontekście powstawania podobnych dzieł, również w innych krajach. Tu możesz o tym przeczytać.

Opracował: Lesław Wilk

01.02.2021

Ogłoszenie

Od 1 lutego muzea są dostępne dla zwiedzających. Zapraszamy wszystkich chętnych, jednocześnie sugerując wcześniejszą rezerwację telefoniczną tel. 793 876 212. Działamy w rygorach sanitarnych i chodzi o umożliwienie zwiedzania w małych grupach.

01.03.2020

Niezłomny z Malinówki i ślady przeszłości, które przemówiły.

Jan Kielar ps. „Karolina” w czasie okupacji niemieckiej był żołnierzem Armii Krajowej. Podczas okupacji sowieckiej pełnił funkcję łącznika szefa wywiadu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” na powiat brzozowski Stefana Miksiewicza ps. „Słuchawka”.

Utrzymywał łączność pomiędzy nim a mjr Antonim Żubrydem, dowódcą batalionu NSZ „Zuch”.

Jego postać połączyła dwa odcinki programu z cyklu „Było, nie mięło”, które koordynowałem w ubiegłym roku. Zostały one wyemitowane w TVP Historia pod tytułami „Bez przedawnienia, bez przebaczenia” oraz „Radiostacja zamilkła”.

Oba filmy dokumentowały badania poszukiwawcze w terenie, które zakończono sukcesem. Ich rezultaty wniosły nową wiedzę historyczną i odbiły się głośnym echem w całym kraju.

W połączeniu z dostępnymi źródłami pozwoliły m. in. zrekonstruować przebieg zbrodni na Antonim i Janinie Żubrydach.

Więcej o Janie Kielarze oraz śladach przeszłości, które przemówiły można przeczytać (tutaj)

Opracował: Lesław Wilk

01.03.2019

„Wyklęci” i ryngraf Żubryda.

Czy „Żołnierze Wyklęci” nie są najlepszymi wyrazicielami słów Horacego „Non omnis moriar” - (łac.) „nie wszystek umrę"?

Ich przeciwnicy przez ponad 50 lat starali się udowodnić, że tak nie jest.

Pewnie im się wydawało, że są blisko tego. Może jeszcze tylko jeden przetrącony kręgosłup, może jeszcze tylko jedna czaszka przeszyta pociskiem, może jeszcze tylko jeden skrytobójczo zamordowany ksiądz, ….......

Na nic się zdały ich starania. „Żołnierze Wyklęci” stali się „Posłańcami polskiej niepodległości”. O nich samych, oraz o tym co po sobie pozostawili i co trafiło w ostatnim czasie do naszego muzeum można przeczytać (tutaj).

Opracował: Lesław Wilk

17.03.2018

UD-42 i tajemnice Korczyny.

W lipcu ub. roku w Korczynie koło Krosna doszło do zaskakującego odkrycia broni z okresu II wojny światowej. Dość szybko okazało się, że jest to broń zrzutowa, pochodząca z największego na Podkarpaciu zrzutu lotniczego dla Armii Krajowej, który nastąpił w Lubli 1 lipca 1944 r.

Moje starania o jej pozyskanie na rzecz Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie uwieńczone zostały sukcesem i od bieżącego tygodnia broń ta wzbogaca unikalną w skali kraju ekspozycję naszego muzeum „Konspiracja niepodległościowa”.

W międzyczasie otarłem się o tajemnice Korczyny, z którą broń ta ma ścisłe powiązanie.

Więcej znajdziesz o tym (tutaj).

Opracował: Lesław Wilk

19.09.2017

Zapomniana katastrofa Messerschmitta Bf-109.

Telefon od znajomego był niespodziewany i zaskakujący: „w czasie wykopu fundamentów pod budynek mieszkalny w Świerzowej Polskiej natrafiono na szczątki samolotu, wydobyto łopatę śmigła, chłodnicę i aluminiowe, malowane na żółto fragmenty płatowca. Na tabliczce chłodnicy widnieje napis: Typ Bf 109. Nie wiadomo co, jeszcze skrywa ziemia. Właściciel działki już zawiadomił Policję.”

zdjęcie

Na zdjęciu para Me Bf-109 E. Messerschmitt, który uległ katastrofie w Świerzowej Polskiej był w podobnym ubarwieniu. (źródło)

Ta rewelacja dotarła do mnie w godzinach porannych 19 czerwca 2017 r. i rozpaliła tak ogromną ciekawość, że wszystko co planowałem na ten dzień poszło na bok. Prawie natychmiast wyruszyłem na miejsce odkrycia. Telefon jednak ciągle dzwonił, to kolejne osoby dawały znać o znalezisku. Wieść o odkryciu szczątków samolotu rozeszła się lotem błyskawicy. Odezwały się również media, przede wszystkim te, które relacjonowały przebieg wydobycia niemieckiego bombowca nurkującego Ju-87 „Stuka” w Krościenku Wyżnym, które koordynowałem w listopadzie 2015 r., prosząc o pilny komentarz.

Katastrof lotniczych w okolicy Krosna było bardzo dużo, szczególnie w okresie II wojny, ale o tej w Świerzowej Polskiej nie było nic wiadomo.

Po niespełna kwadransie byłem na miejscu odkrycia, działce położonej w północno-wschodniej części Świerzowa Polska, niedaleko krośnieńskiego lotniska. Prowadziła do niej krótka dróżka zjazdowa z drogi Krosno – Zręcin. Od strony drogi teren był dość gęsto zabudowany, natomiast po wschodniej stronie parceli dominowały łąki i pola uprawne.

Wzdłuż północnej granicy działki przebiegał głęboki rów melioracyjny. Sam plac budowy był wyplantowany, usunięto z niego powłokę kumusu. Odsłonięto przy tym nową warstwę gleby, której nawierzchnia zdążyła się już osuszyć. Miała gruzełkowato ziarnistą kompozycję o rudawo piaskowym kolorze. To cechy charakterystyczne dla lokalnych torfowisk. W okolicy Krosna melioracje zamieniły wiele lat temu mokradła w łąki, które z czasem stały się terenami budowlanymi. Gleba w takich miejscach pozostała jednak nadal mało natlenioną. Spowolniła przez to zachodzące, naturalne procesy np. korozję metali.

Perspektywa ewentualnej eksploracji w takim środowisku dodatkowo pobudziła moją wyobraźnię.

W pobliżu wykopu pod fundament leżały wydobyte z ziemi elementy samolotu. Tożsamość przedmiotów nie budziła żadnej wątpliwości. Wszystkie części pochodziły z niemieckiego myśliwca okresu II wojny światowej typu Messerschmitt Bf 109.

Były uszkodzone mechanicznie, ale nie skorodowane. Na dużej powierzchni nadal zachowały powłokę oryginalnej farby. Z pięknie zachowanej tabliczki znamionowej na chłodnicy oleju można było z łatwością odczytać wszystkie dane.

zdjęcie

Na zdjęciu tabliczka znamionowana na chłodnicy oleju. (źródło)

Co ciekawe, łopata śmigła była znacznie węższa od tych, z Messerschmitta Bf-109 G6 zestrzelonego we wrześniu 1944 r. w okolicy Przełęczy Dukielskiej, które posiada w swoich zbiorach Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych.

Myśliwiec wersji G (Gustaw) miał silnik o mocy 2000 KM. W wersjach wcześniejszych takich, jak E (Emil) oraz F (Friedrich) był wyposażony w znacznie słabszy silnik (Daimler-Benz 601A o mocy startowej 1100 KM), stąd i łopaty śmigieł były odpowiednio węższe i smuklejsze. Samolot, który uległ katastrofie w Świerzowej musiał być którąś z tych wersji. A, że „Emili” wyprodukowano więcej stanęło na tym, że pochodzi z samolotu tej wersji.

Ciekawość budziła ta łopata także z innego powodu. Na rewersie w okolicy nasady miała głębokie, eliptyczne wyżłobienie. Mógł je spowodować np. pocisk o kalibrze ok. 40 mm. Czyżby samolot wracał z boju i tu, w strefie przylotniskowej uległ katastrofie? Ale w jakim okresie to nastąpiło?

zdjęcie

Na zdjęciu fragment łopaty śmigła, w okolicy nasady widoczna głęboka bruzda
(źródło)

Przecież w okolicy Krosna Wehrmacht toczył walki z Armią Czerwoną dopiero w drugiej połowie 1944 r., a „Emil” był podstawowym myśliwcem Luftwaffe w pierwszym okresie II wojny światowej. Brał udział m. in. w kampanii wrześniowej oraz w bitwie powietrznej o Anglię. Z końcem 1941 roku zaczęto przezbrajać jednostki liniowe na nowe Messerschmitty Bf 109 F, wycofując z nich „Emile”. Z kolei „Friedricha” już od 1943 r. zaczął wypierać „Gustaw”.

Gospodarz, pan Piot Gromkiewicz zrelacjonował, jak doszło do odkrycia. W skrócie brzmiało to następująco: „w trakcie wykopu fundamentu pod budynek mieszkalny, operator koparki wydobył z ziemi łopatę śmigła, chłodnicę oraz bliżej nieokreślone aluminiowe elementy, które mogły pochodzić z samolotu. W bliskim sąsiedztwie mojej działki znajduje się krośnieńskie lotnisko, które w okresie II wojny światowej intensywnie wykorzystywało m.in. lotnictwo niemieckie. Teren pod budowę mojego domu może być więc miejscem katastrofy lotniczej. W ziemi mogą zalegać jeszcze inne przedmioty, zagrażające bezpieczeństwu pracujących takie, jak broń, amunicja czy bomby lotnicze. Mogą tu też znajdować się szczątki pilota. Dlatego natychmiast wstrzymałem roboty ziemne i w pierwszej kolejności zawiadomiłem Policję Miejską w Krośnie”.

Jeszcze w tym samym dniu Kierownik Delegatury w Krośnie Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków pan Łukasz Dzik ustalił możliwy dalszy tok postępowania. Został też wydany urzędowy nakaz o wstrzymaniu prac budowlanych.

Decyzja ta mocno zmartwiła i zaniepokoiła inwestorów. Pojawiło się pytanie, jak długo może to wszystko potrwać? Co będzie, jeżeli szczątki samolotu będą zalegać na głębokości 5 m lub jeszcze głębiej? Czy w takim przypadku możliwe będzie kontynuowanie w tym miejscu budowy domu?

Nikt nie był jednak w stanie udzielić sensownej odpowiedzi do czasu wykonania nieinwazyjnych badań archeologicznych.

Przyjęcie odnalezionych szczątków samolotu Messerschmitt Bf-109 przez Prywatne Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie praktycznie wiązało się z deklaracją przeprowadzenia badań archeologicznych.

W tej sytuacji należało „ostro ruszyć z kopyta”.

Kwerendy w dostępnych dokumentach nic nie wniosły. Nawet raporty Kedywu AK obwodu Krosno, który posiadał na krośnieńskim lotnisku rozbudowaną siatkę wywiadowczą, nie zawierały żadnych informacji na temat katastrofy Messerschmitta w Świerzowej Polskiej.

Prawdziwy przełom spowodował dopiero wywiad środowiskowy. Dotarto do kilku osób, którym o katastrofie opowiedzieli rodzice.

Najcenniejsze informacje przekazała jednak pani Wanda Bałuka, mieszkanka wsi Szczepańcowa, rocznik 1926. Była osobą, która była najbliżej miejsca katastrofy. Wspominała, że tego wrześniowego dnia 1943 r. była piękna, jesienna pogoda. Samotnie rozrzucała obornik na polu z którego zebrano już plony. Była przedpołudniowa godzina, jak usłyszała samolot startujący z lotniska w Krośnie. Już od samego początku jego silnik zaczął mocno hałasować, wręcz ryczał. Praca silnika zdecydowanie różniła się od dźwięku wydawanego w czasie normalnej eksploatacji, z którym mieszkając przy lotnisku dawno zdążyła się już oswoić. Pomimo tego myśliwiec wzbił się na kilkusetmetrowy pułap i przybrał kurs na pobliski Zręcin. Nagle, nad jej polem samolot zwalił się w korkociąg i pierwszej chwili zdawało się jej, że spada wprost na nią. Ułamek sekundy później samolot kilkadziesiąt metrów dalej rąbnął w ziemię. W górę wzbiło się mnóstwo odłamków. Miała ogromne szczęście, bo niektóre z nich tylko o centymetry przeleciały obok jej głowy. Miejsce w które uderzył było podmokłe i niezabudowane. Chwilę potem wybuchł pożar. Zszokowana Pani Wanda rzuciła się do ucieczki. Uspokoiła się dopiero po kilku godzinach. Już od swoich znajomych dowiedziała się, że na miejsce katastrofy bardzo szybko przybyli niemieccy wojskowi z lotniska. Przepędzili gapiów oraz postawili wartownika. Prawie natychmiast zebrano z ziemi szczątki samolotu, wydobyto też zwłoki pilota, był bez nóg. Teren został szybko uprzątnięty tak, że już w następnych dniach nie było śladu po katastrofie.

Bez wątpienia ta szybkość i sprawność niemieckich działań była dyktowana troską o morale lotników, rozkwaterowanych wokół lotniska. Tylko nieliczni mieszkańcy Świerzowej wiedzieli o tym zdarzeniu. Z czasem katastrofa Messerschmitta Bf-109 stała się zupełnie zapomnianą.

Jedynie w pamięci bezpośredniego świadka ta historia tak mocno się zapisała. Jak wspominała pani Wanda była ona jej najbardziej traumatycznym przeżyciem całego okresu wojny.

To, że udało się nam trafić do pani Wandy i dowiedzieć od niej po tylu latach o szczegółach katastrofy było czymś niezwykłym, niemalże cudem.

Ta informacja była niezwykle ważna, wręcz kluczowa!!! Przesądzała o ewentualnej ekshumacji, którą można byłoby przeprowadzić dopiero w okresie od października do marca następnego roku. Ona wręcz nakręciła bieg sprawy.

Termin akcji w zasadzie wyznaczył pan Adam Sikorski z TVP Historia jasno stawiając sprawę „najszybciej jak mogę być z ekipą i ze sprzętem w Krośnie, to za 3 dni, chłopaki są na urlopach, muszę ich ściągnąć, załatw do tego czasu formalności”.

To była dobra data, na 22 czerwca prognozowano piękną słoneczną pogodę, tego dnia 76 lat temu skoczyły sobie do gardeł dwie bestie okupujące Rzeczpospolitą Polską, hitlerowskie Niemcy i stalinowska Rosja.

Kolejny telefon mógł być tylko do Artura Hejnara ze Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego „Galicja”. Jego odpowiedź była krótka i rzeczowa „możesz liczyć na nasze wsparcie”.

Tych rozmów było jeszcze kilka, i każdy w miarę swoich możliwości takie wsparcie deklarował.

W rekordowo krótkim czasie udało się załatwić wszystkie formalności i uzyskać niezbędne pozwolenie konserwatorskie.

Prace badawcze zostały rozpoczęte w zaplanowanym terminie, nadzór archeologiczny sprawował dr Wojciech Pasterkiewicz.

Sam przebieg akcji wydobycia szczątków Messerschmitta Bf-109 w Świerzowej Polskiej w pełni oddaje kolejny odcinek programu TVP Historia „Było… nie minęło” pt. „Operacja „Emil”” (https://vod.tvp.pl/video/bylo-nie-minelo,operacja-emil,33775043)

Kilka dni później urząd konserwatorski w Krośnie wycofał nakaz wstrzymania prac budowlanych, natomiast inżynier sprawujący nadzór na budową pozytywnie zaopiniował możliwość kontynuowania prac budowlanych.

Te dwie decyzje przyjąłem z nie mniejszą ulgą, jak sami najbardziej zainteresowani.

W efekcie badań wykopaliskowych wydobyto m. in. piastę śmigła z dwoma łopatami (trzecią z kompletu odkryto wcześniej), lotniczy pokładowy karabin maszynowy MG-17, chłodnicę glikolu, jak również omaskowanie górne silnika z komorami na broń pokładową. Odkopano także dużą ilość fragmentów pokrycia płatowca, elementy owiewki i wyposażenia kabiny pilota, elementy sterowania, detale elektryki, elementy instalacji olejowej i inne części z wyposażenia samolotu.

Identyfikacja znalezionych fragmentów samolotu pozwoliła już na początkowym etapie działań określić pochodzenie, rodzaj i typ samolotu, który uległ katastrofie lotniczej, jako niemieckiego myśliwca Messerschmitt Bf-109 ( najprawdopodobniej w wersji E lub F – charakterystyczna szerokość łopat śmigła). Brak dużych podzespołów samolotu m. in. takich, jak skrzydła, kadłub, silnik czy usterzenie tylne (posiadających własne tabliczki znamionowe) uniemożliwiło precyzyjne określenie wersji czy też nr fabrycznego płatowca.

Odnalezione szczątki samolotu są niepodważalnym dowodem wiarygodności relacji świadków. Potwierdzają także to, że Niemcy uprzątnęli miejsce katastrofy zaraz po zdarzeniu. Natrafiono tylko na te elementy, które zostały wbite w ziemię na głębokość od 0,8 m do 1,7 m. Poszczególne fragmenty myśliwca tak, jak i ich wzajemne usytuowanie świadczyły o tym, że Messerschmitt Bf 109 uderzył w ziemię z dużą prędkością, w konfiguracji odwróconej i wypłaszczonej (kabiną do dołu ), z przechyłem prawe skrzydło.

Bardzo szybko udało się też ustalić przyczynę „zranienia” łopaty w okolicy nasady. Nie było ono wynikiem trafienia pociskiem, lecz uderzenia samolotu z dużą prędkością w ziemię i wybudowania się pary karabinów maszynowych MG-17 z lawet umieszczonych nad silnikiem lotniczym. Lufa jednego z nich, zakończona lejkowatym tłumikiem płomienia, trafiając w łopatę śmigła zapracowała, jak dłuto powodując opisane wyżej uszkodzenie. Siła była tak duża, że wyrzuciła łopatę z piasty śmigła. Zalegała ona w ziemi osobno, płycej od reszty śmigła. Nie odnaleziono tego karabinu, który uderzył w łopatę. Najprawdopodobniej został wyrzucony w górę i później był odnaleziony przez Niemców. Tłumik płomienia w wydobytym karabinie MG-17 nie nosił żadnych uszkodzeń.

zdjęcie

Na zdjęciu lotniczy karabin maszynowy MG-17 w trakcie konserwacji w Muzeum Podkarpackim w Krośnie. Fot. Łukasz Kyc

Samolot, który uległ tej zagadkowej katastrofie w Świerzowej Polskiej mógł należeć do jednostki osłony lotnisk krośnieńskiego garnizonu lotniczego. Do tego typu zadań Niemcy wykorzystywali maszyny starszych wersji. Mógł też należeć do jednostki szkolnej Luftwaffe, która miała w Krośnie swoją filię.

Ustalenie nr fabrycznego płatowca, jego historii i przynależności do jednostki Luftwaffe oraz tożsamości pilota staje się celem następnego etapu poszukiwań.

Może ktoś z posiada, jakąś wiedzę w tym temacie? Chętnie skorzystam z każdej pomocy.

Wydobyte śmigło i chłodnica oleju znajdują się już w ekspozycji Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie. Pozostałe elementy trafią tam sukcesywnie, po wykonaniu konserwacji. Zapraszamy do zwiedzania.

zdjęcie

Śmigło i chłodnica oleju, już po zabiegach konserwacyjnych w ekspozycji Prywatnego Muzeum Podkarpackich Pól Bitewnych w Krośnie. Fot. Lesław Wilk

Wszystkim, którzy wsparli akcję wydobycia szczątków Messerschmitta Bf-109 w Świerzowej Polskiej składam serdeczne podziękowanie.

Krosno, dnia 19.09.2017 r.

Opracował: Lesław Wilk

07.05.2017

Noc Muzeów 2017

Po raz pierwszy bierzemy udział w tegorocznej Nocy Muzeów, która przypada w Krośnie na 20-21 maja br. Staje się to możliwe dzięki wspólnej organizacji imprezy ze Stowarzyszeniem Historyczno-Eksploracyjnym „Galicja”. Niewątpliwym walorem zwiedzania ekspozycji muzealnych w tym dniu będzie m. in. możliwość bezpośredniego kontaktu z twórcami Muzeum oraz członkami Stowarzyszenia „Galicja”, posiadających rzadko spotykaną wiedzę historyczną dotyczącą wydarzeń na Podkarpaciu z okresu I i II Wojny Światowej. Szczegóły na plakacie organizatorów, poniżej. Serdecznie zapraszamy.

zdjęcie

Opracował: Lesław Wilk

01.03.2017

Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Z każdym rokiem wzrasta w naszym kraju znaczenie obchodów tego święta, ustanowionego dopiero w 2011 r. Dzieje się tak, choćby z następującego względu - wciąż rozbudowuje się baza naszej wiedzy historycznej o nowe dokumenty, fotografie, wspomnienia, grypsy i inne wojenne i nie tylko świadectwa. Przez ich pryzmat stwierdzamy, że tak naprawdę to w PRL-u, i jeszcze wiele lat potem bezczelnie okradano nas z naszej historii i narodowej tożsamości.

Na zawsze mieli być wymazani z pamięci pokoleń Ci, którzy dali świadectwo męstwa i niezłomnej postawy patriotycznej, którzy przelali krew w obronie Ojczyzny, tej zakorzenionej w zachodniej cywilizacji i chrześcijańskiej kulturze. To oni walcząc o Wolną Polskę z imperium sowieckim i zainstalowanym przez niego systemem komunistycznym ponieśli za wierność swoim ideałom często koszty najwyższe – cenę swojego życia. O ile udało im się przeżyć, to przez blisko pół wieku żyli z piętnem „złodziei”, „podpalaczy”, „bandytów” i „faszystów”. Oni i ich rodziny stali się „wyklęci”.

Wszystko to, co ich przypominało, było nie tylko wymazywane i zniekształcane, ale i niszczone. Dlatego też skompletowanie elementów uzbrojenia, oporządzenia, a zwłaszcza umundurowania do stworzenia w ekspozycji muzealnej postaci „żołnierza wyklętego” stało się prawdziwym wyzwaniem. Zwłaszcza, że miał nim być żołnierz Samodzielnego Batalionu Narodowych Sił Zbrojnych, dowodzonego przez majora Antoniego Żubryda ps. „Zuch”. W tym okresie, był on na naszym terenie najważniejszym oddziałem tzw. II wojskowej konspiracji niepodległościowej. A udało się tego dokonać tylko dzięki życzliwości kilku osób.

Nieprzypadkowo też w jednym czasie ekspozycję muzealną zasiliła postać żołnierza oddziału partyzanckiego Narodowej Organizacji Wojskowej - Armii Krajowej o kryptonimie OP-11. To żołnierze tego oddziału, dowodzeni przez ppor. Józefa Czuchrę ps. „Orski” (zginął z rąk funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie 31 marca 1945 r.) zaprawieni i zahartowani w walce z niemieckim okupantem, doskonale wyszkoleni i dobrze uzbrojeni przeprowadzili kilka akcji, głownie o charakterze samoobrony, wymierzonych w nowego okupanta, który bezwzględnie kontynuował swoje cele zapoczątkowane haniebną agresją na Polskę 17 września 1939 r.

Te dwie postacie w ekspozycji muzealnej stają się nośnikiem jednoznacznego przesłania – gdyby nie wsparcie Armii Czerwonej, wszelkie próby zainstalowania i urządzenia w kraju, a zwłaszcza na naszym terenie systemu komunistycznego opartego o rodzimych komunistów, nie miałyby najmniejszej szansy powodzenia!!!

Jednym z pierwszych, który zwiedzał nowe ekspozycje był Pan Janusz Niemiec, syn majora Antoniego Żubryda, którego koleje życia, jak i los Jego rodziców są modelowym przykładem bycia „wyklętym”.

Pomimo tego, że życie tak boleśnie hartowało naszego gościa łatwo dało się zauważyć, że ta wizyta wywarła na nim ogromne i pewnie niezapomniane wrażenie, a najlepszym tego dowodem jest Jego przychylny wpis do Księgi Gości.

Niech te zdjęcia z wizyty Pana Janusza w naszym muzeum będą również zachętą i dla Państwa, serdecznie zapraszam:

Opracował: Lesław Wilk